Miało być 1,2 mld zł z mandatów z fotoradarów, ale na razie kierowcy wpłacili niecałe 16 milionów. Jak ustalił nasz reporter, Ministerstwo Finansów obniżyło prognozę wpływów na ten rok do 800 mln złotych. Patrząc jednak na wysokość wpłat wątpliwe, by udało się zebrać nawet jedną dziesiątą tej kwoty. Nie ma żadnej szansy, by ustalić, ile pieniędzy z mandatów za prędkość wystawionych przez policję wpłynęło do budżetu. A szkoda. Bo tymi pieniędzmi Minister Finansów może dysponować całkowicie dowolnie. I nie udziela informacji, na co dokładnie zostały wydane.
Zobacz listę lokalizacji trzystu nowych fotoradarów
Gigantyczne wpływy z fotoradarów - 1,2 mld zł - oszacowały wspólnie: Inspekcja Transportu Drogowego oraz Ministerstwo Transportu. Wyliczono, że kiedy przy drogach stanie już 300 nowych urządzeń, będą mogły zrobić zdjęcia właśnie za taką kwotę. Okazało się jednak, że przetargi rozstrzygnięto z opóźnieniem, instalacja fotoradarów wciąż trwa, a bez działającego systemu informatycznego obsługa dokumentów w inspekcji trwa znacznie dłużej niż powinna. Trudno więc będzie zebrać choćby 80 z zakładanych 800 milionów złotych. Ministerstwo Finansów wcale się tym jednak nie przejmuje. Jeśli wpływy faktycznie będą aż tak niskie, ponownie obniżymy prognozę - mówi Wiesława Dróżdż z resortu. Mizerne wpływy nie przeszkadzają jednak ministerstwu szacować, że w przyszłym roku z mandatów z fotoradarów wpłynie 1,5 mld złotych.
Fotoradarami od lipca 2011 roku zajmuje się Inspekcja Transportu Drogowego. Ale większość mandatów za prędkość wciąż wystawia policja. Funkcjonariusze mają do dyspozycji ponad 400 nieoznakowanych samochodów z wideorejestratorami oraz ponad 2000 ręcznych mierników prędkości. Policja informuje jedynie, że w pierwszym półroczu 2012 roku wystawiła w sumie ponad 770 tys. mandatów za przekroczenie prędkości. Nie sposób jednak dowiedzieć się, na jaką kwotę opiewały. W komendzie głównej pokierowano nas do komend wojewódzkich. A gdy zadzwoniliśmy tam, powiedziano nam, że oni tego nie liczą, ale może robią to komendy powiatowe.
MSW zaproponowało nam natomiast sumę wszystkich mandatów wystawionych przez różne inspekcje, w tym weterynaryjną, handlową, pracy czy... straż rybacką. A ministerstwo Finansów zaproponowało nam kwotę wszystkich grzywien i opłat z odsetkami, ale tam już była mowa o miliardach złotych... Mając jednak liczbę ujawnionych przez policję wykroczeń - 770 tys. - i mnożąc ją przez średnią wartość mandatu - 250 zł, można by przyjąć, że tylko w pierwszym półroczu 2012 roku mogła to być kwota od 200 do 330 mln złotych. Rozpiętość bierze się stąd, że komenda główna i MSW podają różne liczby ujawnionych wykroczeń...
Pokaż Fotoradary na większej mapie
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Nie ma już chyba w Polsce gminy, w której nie działałby chociaż jeden fotoradar. A są i takie - zwłaszcza na Pomorzu - w których te urządzenia możemy spotkać na wcale nie najbardziej niebezpiecznej drodze, rozstawione nawet co kilka kilometrów. Szacuje się, że w całym 2011 roku straże miejskie i gminne wystawiły mandaty nawet na 180 milionów złotych. Spora część gmin uczyniła sobie z tego dodatkowy zarobek. Na przykład w mazowieckim Tarczynie najpierw ustawiono fotoradary na skrzyżowaniu trasy nr 7 z drogą lokalną. 4 fotoradary pstrykały tak dużo zdjęć, że gmina kupiła 2 kolejne urządzenia i ustawiła je 4 km dalej, w miejscowości Pamiątka. W pobliżu jest przejście dla pieszych, szkoła średnia i ograniczenie prędkości do 70 km/h. Straż utrzymuje, że limit prędkości ustawiony na urządzeniu jest całkiem spory, a mimo to, od 1 czerwca, gdy nowe urządzenie zaczęło działać, już zrobiło kierowcom 25 tys. zdjęć... W Tarczynie mandaty z fotoradarów przyniosły gminie 2 mln złotych. To dla 40-milionowego budżetu całkiem sporo. Jednak strażnicy dowodzą, że utrzymanie systemu też jest kosztowne. Samo drukowanie wezwań i wysyłka kosztują nawet 800 tys. złotych. Tylko dzięki tak gigantycznej korespondencji w Tarczynie wciąż działa poczta, bo miała być już zlikwidowana.
Stołeczna straż miejska nie może się nachwalić nowoczesnego fotoradaru, który od końca lutego działa na skrzyżowaniu ulic Sikorskiego i Sobieskiego. W osiem miesięcy wykonał ponad 15 tysięcy zdjęć i wystawił mandatów na sumę 3,8 miliona złotych. Na początku "pstrykał" do 1000 zdjęć na dobę, teraz, zaledwie 100.
Kierowcy dobrze wiedzą, że urządzenie jest sprawne, czułe i że zdjęcia szybko przychodzą do domów. Na samym początku większość fotografowanych wykroczeń to była nadmierna prędkość. Teraz jest to w większości przejazd na czerwonym świetle. Ponieważ na tym skrzyżowaniu nie ma już poważnych wypadków, przejazdu nie blokują też kierowcy, którzy mimo czerwonego światła wjeżdżali na nie, nie mogąc później z niego zjechać, stołeczna straż miejska planuje ustawić takie same systemy na trzech kolejnych skrzyżowaniach. Takie same urządzenia zaczną działać w Wigilię, bądź w pierwszy dzień świąt na rogu ulic: Zamieniecka/Fieldorfa, Niepodległości/Batorego, Grójecka/Dickensa.
Kolejnych siedem masztów, które będą fotografować kierowców przekraczających prędkość oraz ciężarówki, które nie mają zgody na wjazd do Warszawy zaczną działać 1 listopada w następujących miejscach: ul. Puławska 562 przy ul. Kuropatwy, ul. Wybrzeże Kościuszkowskie w rejonie ul. Karowej, ul. Radzymińska przy skrzyżowaniu z ul. Bystrą, ul. Modlińska 250, ul. Powstańców Śląskich 26, Al. Krakowska w pobliżu ul. 17 Stycznia, ul. Górczewska na wysokości ul. Budy 33.
Fotoradary w miastach i gminach funkcjonują jednak nieco inaczej niż te policyjne i należące do ITD. Pieniądze z tych mandatów zasilają bezpośrednio konta gmin, ale ustawa nakazuje ich wydawanie tylko na poprawę bezpieczeństwa na drogach. Mogą to być więc remonty i przebudowy dróg, naprawy chodników, budowa ścieżek rowerowych, oświetlenia czy monitoringu. Pieniądze można też wydawać na kampanie społeczne poprawiające bezpieczeństwo. Tyle w teorii. A praktyka? Niektóre gminy mogą próbować obchodzić te przepisy i wydawać pieniądze z mandatów na inne cele. Podejrzenia co do tego miał wojewoda pomorski. O sposób wydawania tych pieniędzy zapytał samorządowców, swoją kontrolę wdrożyła w tej sprawie Regionalna Izba Obrachunkowa. Inną sprawą jest takie ustawianie limitów na urządzeniach, by fotografowały kierowców już za najmniejsze przewinienia. Zawsze to 100 lub 200 złotych. Ale i 2 punkty karne.
Czy fotoradary rzeczywiście poprawiają bezpieczeństwo? Tak, ale tylko i wyłącznie w przypadku, gdy kara zostaje szybko i skutecznie wyegzekwowana. Z tym na razie nie najlepiej radzi sobie Inspekcja Transportu Drogowego. Poza tym, gdy ujawniliśmy, że ITD nie wysyła do kierowców zdjęć (nie ma takiego obowiązku) wiele fotoradarów inspekcji poodwracano tak, by fotografowały samochody z tyłu. Wtedy też można wystawić mandat za przekroczenie prędkości, ale nie ma żadnej szansy na ostateczne i 100-proc. stwierdzenie, kto faktycznie prowadził samochód, jeśli jego właściciel odmówi wskazania kierowcy. Można go wtedy co prawda ukarać mandatem za niewskazanie kierowcy, ale punktów karnych już przyznać nie można. A tymczasem to właśnie punkty karne są prawdziwą zmorą piratów drogowych. Tacy ludzie mogą płacić wysokie mandaty i tylko utrata prawa jazdy za przekroczenie 24 punktów byłaby dla nich prawdziwą mobilizacją do tego, aby jeździć zgodnie z przepisami.
Jeśli na wezwaniu do zapłaty mandatu jest także zdjęcie kierowcy, to już wiemy, czy się przyznać, czy szukać tego, kto prowadził nasz samochód. Część straży miejskich bądź gminnych wysyła zdjęcia, choć nie ma takiego obowiązku. W Warszawie, jeśli kierowca chce zobaczyć zdjęcie, musi pofatygować się do siedziby strażników. Inspekcja Transportu Drogowego zdjęć nie wysyła, więc część właścicieli aut, a zwłaszcza ci z dużą liczbą punktów karnych, nie przyznaje się, że siedziało za kierownicą, mimo że sami popełnili wykroczenie.
Kierowcy wiedzą, że inspekcja ukarze ich za to kilkusetzłotowym mandatem, ale nie przyzna punktów karnych. Nie polecam jednak tego uniku, bo po pierwszym mandacie, można zostać ukaranym po raz drugi, za prędkość. Wystarczy, że służba kontrolna porówna zdjęcie z fotoradaru z tym z naszego dowodu osobistego. Takiej możliwości sama pozbawiła się ITD w przypadku fotoradarów, które robią zdjęcia samochodów od tyłu... Nie na darmo wielu kierowców twierdzi w komentarzach, że inspekcji zależy tylko na pieniądzach z mandatów, a nie na punktach karnych i faktycznej eliminacji szalonych kierowców...
Próby uników, czy nieodbieranie korespondencji może niestety skończyć się w sądzie. A wtedy do kwoty mandatu, który i tak zostanie wymierzony, mogą dojść koszty sprawy sądowej. Warto też pamiętać, że dwukrotnie nieodebraną korespondencję uważa się za doręczoną.
Część piratów drogowych stwierdza, że samochód prowadził obcokrajowiec. I podaje jego dane. Fikcyjne. Ale i to jest weryfikowane w ambasadach. Wygląda więc na to, że mandaty trzeba będzie jednak płacić.