Ground Zero, gdzie jeszcze dwa lata temu stały bliźniacze wieże World Trade Center ma stać się symbolem pamięci prawie 3 tys. osób, które zginęły w zamachach terrorystycznych z 11 września. Na razie stało się areną walki między rodzinami zabitych a biznesem.
W ciągu ostatnich dwóch lat Strefa Zero zmieniła się nie do poznania. Praktycznie od momentu, kiedy runęły dwie wieże, na Ground Zero wciąż wre praca.
Najpierw były desperackie poszukiwania tych, którzy mogli ocaleć. Później miesiące żmudnego usuwania ton gruzu. Teraz stała się placem budowy; placem budowy, wokół którego już kwitnie uliczny handel pamiątkami. Dla wielu bliskich ofiar zamachów na WTC zmiany te postępują zbyt szybko.
Konflikt interesów jest coraz większy. Przedstawiciele wielkiego biznesu chcą nawet ingerować w projekt Daniela Libeskind'a, który wygrał konkurs na odbudowę WTC. Argumentują, że mająca liczyć 540 metrów wysokości "Wieża Wolności" to zły pomysł, bo mało kto będzie chciał mieć biura w takim wysokościowcu.
Po drugie, zamontowanie symbolicznej iglicy na czubku wieży jest zbyt kosztowne. Po trzecie, może w ogóle przesunąć nieco wieżę, by była bliżej stacji metra, a „Ogród Pamięci” zmniejszyć i wybudować kompleks handlowy. I po co – pytają - zostawiać podwaliny bliźniaczych wież? Jedyne co z nich pozostało, to przecież tylko betonowy mur, będzie cały czas "otwartą raną Dolnego Manhattanu".
Przez długi czas w Nowym Jorku królował sentyment. Teraz miastem znowu zaczęła rządzić bezwzględność. Jeszcze rok temu byłoby to nie do pomyślenia - podsumowuje całą sytuację Dan Cruickshank, Brytyjczyk, autor filmu o Ground Zero.
10:10