1080 kilometrów zimowej wędrówki górami Polski ze Świeradowa-Zdroju do Wołosatego w 60 dni - to plan podróżnika i wędrowca długodystansowego Łukasza Supergana. Na trasie przez całe polskie Sudety i Karpaty wzdłuż południowej granicy czeka go 31500 metrów podejść. "To dla mnie kwestia ciekawości, ale też sprawdzenia samego siebie i tego, na ile dobrze radzę sobie zimą z lekkim wyposażeniem oraz na ile jestem w stanie - to jest bardzo ważne - przetrwać taką długą wyprawę bez utraty sił" - wyjaśnia w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Michałem Rodakiem. Rok temu przeszedł samotnie zimą 800 kilometrów ze wschodu na zachód Islandii. Za nim także tysiące kilometrów pokonanych wcześniej m.in. przez całe Pireneje, Alpy, Karpaty, Słowację, irańskie góry Zagros oraz szlaki długodystansowe w Izraelu i Palestynie. Tym razem zagraniczne plany pokrzyżowała mu pandemia. "Plan był dosyć ambitny, bo taki, by wyjechać do Skandynawii i w Norwegii, Szwecji oraz Finlandii wykonać szlak, który liczy około 1000 kilometrów i w całości mieści się za kołem podbiegunowym. Odkładam jednak ten plan na Arktykę na przyszłość, a w tym roku biorę się za Polskę" - mówi Supergan.

REKLAMA

Michał Rodak: 2020 rok zaczynałeś od zimowego trawersu Islandii. Zapewne na początek 2021 roku także miałeś jakieś zagraniczne plany, których z oczywistych powodów nie zrealizujesz. Co to miało być?

Łukasz Supergan: To prawda. Plan był dosyć ambitny, bo taki, by wyjechać do Skandynawii i w Norwegii, Szwecji oraz Finlandii wykonać szlak, który liczy około 1000 kilometrów i w całości mieści się za kołem podbiegunowym. Było to możliwe, aczkolwiek pod koniec roku powiedziałem sobie, że chyba powinienem odpuścić. Raz, że sytuacja epidemiczna jest niepewna. Nie miałem pewności, czy będę w stanie wrócić do Polski i czy wszystkie te trzy kraje będą miały otwarte granice. Okazało się, że Finlandia jakiś czas temu trochę zaczęła się zamykać na Polaków, więc być może to była słuszna decyzja. Drugi powód był taki, że ja sam przeszedłem Covid-19 i po tym przejściu nie czułem się w formie. Nie na tyle, żeby jechać na daleką północ i iść tam z saniami przez 1000 kilometrów, ciągnąc je - być może - przez głęboki śnieg. Odkładam ten plan na Arktykę na przyszłość, a w tym roku biorę się za Polskę.

Kiedy miałeś tam ruszać? Również na początku roku, czyli wtedy, gdy pójdziesz przez Polskę?

Tak.

Jak długa miała to być wyprawa?

Szacowałem to na mniej więcej 2 miesiące. Zależało mi na tym, żeby zamknąć całe przedsięwzięcie w styczniu i lutym, czyli gdzieś około Sylwestra pojawiłbym się na Przylądku Północnym i stamtąd zaczął iść przez góry Norwegii i Szwecji. W zasadzie ten plan czasowo pokrywa się z tym, co w tej chwili planuję w Polsce.

Całkiem z tego nie rezygnujesz, ale odkładasz tę wyprawę na czasy bezpieczne i przewidywalne?

Sądzę, że tak. Mam taką nadzieję. Szlak jest bardzo ambitny. Jest bardzo piękny również latem i jak się okazało - dosyć mało znany. Oczywiście jest znany w Skandynawii, ma przewodniki i strony internetowe, wędrują nim ludzie, natomiast to nie jest taka klasyka gatunku, jak najbardziej popularne szlaki w Szwecji. Mieści się też dużo bardziej na północ. Ja jeszcze dodatkowo planowałem go przedłużyć na samym starcie, zaczynając od Przylądka Północnego, więc nie byłaby to całość szlaku, ale całość i jeszcze bonus na północy.

Plan, który zamierzasz zrealizować w Polsce, nazywasz zastępczym czy jest dla ciebie równie emocjonujący?

Myślę, że jest równie niepewny. W tym sensie, że planuję przejście wzdłuż południowej granicy całością polskich gór - z wyjątkiem Gór Świętokrzyskich. Dalej jest to plan niepewny, bo oczywiście nie ma możliwości określenia, jakie warunki będą panowały pod koniec mojej trasy. Gdy rozmawiamy, czyli w pierwszej połowie grudnia, w górach chodzi się świetnie, ale nie potrafię określić jak będzie wyglądała sytuacja na przykład za miesiąc. W sytuacji, kiedy będziemy mieć duże opady śniegu, może się okazać, że ta wędrówka będzie bardzo trudna. Poza tym 2 miesiące to jest dosyć duże uderzenie w swoją własną kondycję. Będzie to wyprawa, która będzie wymagała także regeneracji i odpoczynku na bieżąco, takiego oszczędzania i jednocześnie oceniania własnych sił. Nie mogę zarżnąć całych moich sił na pierwszych dwóch tygodniach wędrówki, bo przez kolejnych 6-7 nie będę w stanie dalej iść.

Wyliczyłeś, że przed tobą dystans liczący 1080 kilometrów.

Tak, to są łącznie Sudety i Karpaty połączone liczącym mniej więcej 130 kilometrów odcinkiem przez Górny Śląsk.

W samych górach będziesz szedł połączonymi szlakami, które wszystkie dobrze znasz i które już kiedyś przeszedłeś czy też będą i takie, których wcześniej nie znałeś?

Będą. Nie mam schodzonych w całości Sudetów. Będą tam miejsca, które są dla mnie nieznane albo gdzie na przykład odwiedzałem pojedyncze punkty, typu szczyt, ale nie przeszedłem całego pasma górskiego. Będą też takie miejsca nawet w Karpatach, ale to będą pojedyncze fragmenty gdzieś w rejonie Podhala czy drobne w okolicy Pienin. Akurat Karpaty i Beskidy mam schodzone dużo bardziej. Natomiast trochę się tym nie sugeruję. Każdy szlak w warunkach zimowych jest nieprzewidywalny i jest jakby nowy. Nawet jeśli wędruję znanym Głównym Szlakiem Beskidzkim, który mam godzinę od mojego domu, to na przykład wczoraj - idąc kawałek przez Gorce - doświadczyłem tego, że w śniegu i w nocy ten szlak wyglądał inaczej. Nie będę się więc sugerować tym, że te szlaki znam, bo po prostu w warunkach zimowych one będą kompletnie nowe. Teraz bardzo dużo zależy od warunków, bo one będą dyktować to, jaka będzie trudność tego szlaku.

Dlaczego ta trasa przebiega akurat w ten sposób, jak ją sobie wyznaczyłeś? Nie będziesz szedł na przykład całym Głównym Szlakiem Beskidzkim, ale jego fragmentami przedzielonymi różnymi łącznikami. Na GSB będziesz jedynie na kilku krótkich odcinkach.

Tak, to prawda. Powód był bardzo prosty. Główny Szlak Beskidzki mam zrobiony w całości. Zrobiłem go 4 lata temu w jednym ciągu i chciałem zobaczyć coś nowego. Poza tym chciałem wrócić na te szlaki, które podobają mi się bardziej. To jest na przykład niebieski szlak graniczny przez Beskid Niski i Bieszczady. On biegnie granicą polsko-słowacką. Jest dużo bardziej pusty. Właściwie nie prowadzi przez miejscowości. Moim zdaniem jest nawet bardziej urozmaicony. Chciałem też połączyć kilka takich szlaków, których - po pierwsze - dotychczas nie robiłem, a po drugie - które są przynajmniej częściowo szlakami długodystansowymi. Takim szlakiem jest na przykład czerwony szlak Powstania Chochołowskiego. To taki lokalny, niedługi szlak przez Podhale i Spisz. Liczy 60 kilometrów. Nigdy nie przeszedłem go w całości i pomyślałem, że to byłaby fajna okazja, żeby podczas tej wędrówki zrobić taką pętlę na południe prawie przez Tatry, dosłownie podnóżami Tatr, a potem mocnym zakrętem wbić na północ w Pieniny i kontynuować wędrówkę. Tak więc dwa lub trzy takie szlaki znalazłem i nawet jeżeli robię je małymi fragmentami, zdecydowałem się je połączyć i stworzyć taką kombinację.

Ciekawym fragmentem będzie też szlak, na którym będziesz krótko, czyli Tarnów - Wielki Rogacz. Zawsze, gdy widzę jego znaki w okolicy Radziejowej, zastanawiam się jak on w całości wygląda.

No właśnie, to jest jeden z tych szlaków. Będę nim szedł dosłownie 1-1,5 dnia. Sam ten szlak jest oczywiście dużo dłuższy. Zaczyna się w Tarnowie i prowadzi przez dwa pogórza, Beskid Wyspowy, Gorce i Pieniny. W sumie liczy niecałe 200 kilometrów, więc ja pokonam tylko niewielki jego fragment, ale chciałem o niego zahaczyć, dodając symbolicznie ten szlak długodystansowy do mojej marszruty.

Jedynym odcinkiem poza górami będzie ten, na którym musisz przeskoczyć z Sudetów, z Głównego Szlaku Sudeckiego, w Beskidy i przejść przez Śląsk. To będą okolice między innymi Raciborza, Wodzisławia Śląskiego i Jastrzębia-Zdroju.

Dokładnie. To będzie kompletnie niegórski odcinek. Powiedziałem sobie, że idę w całości w Polsce. Nie przekraczam granicy. Będę się więc tam poruszał bardzo blisko granicy czeskiej, właśnie w rejonie Raciborza, Jastrzębia-Zdroju. Jak sprawdziłem, najniższy punkt jest rzędu 180-190 metrów nad poziomem morza, czyli idę w zasadzie po nizinie, a po drugiej stronie mam Bramę Morawską. Idę w zasadzie w płaskim terenie, mijając czasami miasta. Starałem się to tak ułożyć, aby na tym odcinku unikać asfaltu i iść na przykład ścieżkami leśnymi. Dobre mapy pomogły mi znaleźć takie ścieżki. Chciałbym też zobaczyć tę okolicę, bo jest mi kompletnie nieznana. Mimo że odwiedzałem pojedyncze miasta, typu właśnie Racibórz, to wątpię czy ktokolwiek tam chodzi. Co ciekawe, na tych odcinkach w ogóle nie ma tam szlaku. Mam nadzieję, że się nie zawiodę, ale tak czy inaczej - jest to około 130 kilometrów pomiędzy Sudetami a Karpatami, między mniej więcej Górami Opawskimi a Ustroniem, które muszę przejść w miarę blisko granicy. Prawdę mówiąc - jestem trochę ciekawy, a trochę mam nadzieję, że przejdę to w miarę szybko.

Pochodzę z tych okolic i rzeczywiście brakuje tam mniejszych szlaków wyznaczonych przez wioski, mniejsze miasta i ładne lasy, których jest tam naprawdę dużo.

I właśnie te lasy chcę przeciąć, by unikać cywilizacji. Będę trochę lawirować doliną Olzy, natomiast szlaków rzeczywiście nie ma. Gdyby się przyjrzeć temu rejonowi, to można ten dystans od Sudetów do Karpat przejść szlakiem, ale musiałaby to być trasa bardzo na około i po stronie czeskiej.

Prowadzi tam zapewne jakiś szlak rowerowy.

Jest szlak rowerowy. Udało mi się znaleźć nad Olzą przy granicy czeskiej szlaki rowerowe i tak zwane miejsca odpoczynku rowerzystów, czyli takie schrony, wiaty, gdzie rowerzyści mogą odpocząć na trasie. Biegnie tam bardzo ładny szlak rowerowy, którym częściowo będę szedł. Mam nadzieję, że nie wejdę nikomu w drogę. Poza tym staram się, by to były leśne ścieżki, ale to nie zawsze jest możliwe. Duże dystanse między miejscowościami momentami trzeba będzie pokonywać asfaltem. Niestety się z tym liczę. Prawda jest też taka, że część tych moich szlaków długodystansowych także prowadzi asfaltem, ale staram się, żeby tej twardej nawierzchni mimo wszystko było jak najmniej.

W Beskidzie Śląskim też na pewno odcinki asfaltowe ci się przytrafią. Wędrówkę rozpoczynasz w Świeradowie-Zdroju, finał w Wołosatem, ale na moment wróciłbym jeszcze do podhalańskiej części dystansu, bo Tatry omijasz całkowicie. Dlaczego?

Głównym powodem było to, że w Tatrach nie ma żadnego takiego naprawdę długodystansowego szlaku. Gdyby coś takiego tam istniało, to chętnie bym go włączył chociażby małym kawałkiem do mojej trasy. To że Tatry mam schodzone, to tak naprawdę nic nie znaczy. Chętnie bym do nich wrócił, natomiast zależało mi na włączeniu do trasy właśnie szlaku, który przecina Podhale i Spisz w okolicy Poronina i prowadzi w Pieniny. Wybór tego szlaku zdeterminował to, że omijam Tatry i idę od razu dalej. Oczywiście można powiedzieć, że to też kwestia bezpieczeństwa. Bezpieczniej jest nie wchodzić w Tatry zimą, ale rzecz jasna mógłbym pokusić się o wędrowanie ścieżkami leśnymi poniżej granicy lasu. Nie brałem jednak Tatr pod uwagę już od samego początku, a znajdując ten szlak, który biegnie przez tę okolicę, w zasadzie od razu zdecydowałem, że omijam Tatry i kieruję się trochę łatwiejszym terenem przez Podhale. Czy będzie rzeczywiście łatwiej? Zobaczymy, bo to są tereny otwarte, co oznacza, że śnieg może być sporą przeszkodą, ale jestem dobrej myśli.

Od początku do końca będziesz wędrował sam czy na poszczególnych odcinkach ktoś do ciebie dołączy?

Planuję wędrować sam. Parę osób zapytało mnie czy może dołączyć. Mam koleżankę, która jest fotografką i być może dołączy do mnie w jednym czy dwóch miejscach. Być może dołączą też jacyś znajomi, ale to będą raczej miejsca spotkań, a nie odcinki wędrówki, więc jeżeli ktoś będzie mi towarzyszyć, to na bardzo krótkich fragmentach. Generalnie plan był taki, żeby przejść w całości wszystko samotnie, ale ze wsparciem. Będę używać moich kontaktów i korzystać ze wsparcia na przykład schronisk, do których wysłałem depozyty i będą one czekać na mnie na trasie. Będę korzystał z noclegów, jeżeli to będzie możliwe, więc to nie jest takie przejście totalnie samotnie z unikaniem całej cywilizacji i poleganiem wyłącznie na sobie. To byłoby dosyć trudne, ale sam marsz planuję w pojedynkę.

Co z noclegami? W miarę możliwości będziesz się zatrzymywał co jakiś czas w schroniskach, jeśli będą otwarte, ale co zrobisz w miejscach, gdzie nie będzie to możliwe?

Ktoś mógłby powiedzieć, że jadę po bandzie, ale kilka lat temu miałem okazję przejść zimą całą Słowację. Słowackie Karpaty mają taki piękny czerwony szlak, który przecina cały kraj. Udało mi się go przejść zimą już mniej więcej 6 lat temu. Zobaczyłem wtedy, że mając ciepły śpiwór i wędrując poniżej granicy lasu, bo tak najczęściej jest, mogę nie zabierać namiotu. Ktoś powie, że to jest jazda po bandzie i dla wielu turystów rzeczywiście by tak było. Dla większości z nas trudne jest samo biwakowanie zimą, natomiast mając ciepły śpiwór i rozsądnie wybierając miejsca biwakowe, mogę spać bez namiotu. Zabieram tarp, czyli po prostu rodzaj bardzo lekkiej plandeki, którą rozpinam nad sobą i która daje mi schronienie przed mokrym śniegiem, częściowo przed wiatrem, natomiast jest takim schronieniem otwartym. To będzie taka podstawa, ale zamierzam korzystać - na tyle, na ile się da - ze schronień naturalnych. Może nie tyle naturalnych, co różnego rodzaju wiat, deszczochronów i takich schronień, które można znaleźć w górach na trasie. Na tych szlakach, które wybrałem, jest dosyć sporo wszelkiego rodzaju schronów, które są otwarte dla turystów, a tego typu schron może okazać się lepszym miejscem na nocleg niż nawet najlepszy namiot, dając dużo więcej miejsca oraz osłonę przed śniegiem i wiatrem. Sama regeneracja wymaga, by od czasu do czasu skorzystać też ze schroniska, gdzie można się wysuszyć, wziąć prysznic i zjeść coś ciepłego na szybko. Planowałem, że przynajmniej raz na 2 tygodnie, a nawet co 10 dni będę zaglądał do jakiegoś schroniska i tutaj wszystko zależy oczywiście od tego, jak będą wyglądały przepisy w tym momencie (na razie, do 17 stycznia, wszystkie obiekty noclegowe muszą być zamknięte - przyp. red.).

Brak namiotu to też kwestia wagi?

Oczywiście tak, absolutnie. Dla mnie priorytetem będzie waga podczas tej wędrówki i pozbycie się nawet lekkiego namiotu oznacza, że oszczędzam około kilograma w plecaku. I tak ten plecak będzie pewnie cięższy niż planuję, ale chciałbym zmieścić się w stosunkowo niewielkim plecaku, takim 55-litrowym. Waga 15 kilogramów to powinno być coś, czego nie przekroczę. Przy założeniu, że będę miał niewielką ilość wody i jedzenie na 2-3 dni, to chciałbym, by reszta sprzętu nie przekroczyła 10 kilogramów.

W tym pomogą te depozyty, które będziesz miał po drodze.

Tak, jeden zresztą będzie w moim własnym domu, bo mieszkam dosyć blisko miejsca, koło którego będę przechodzić, czyli niedaleko Pienin. Przechodząc szlak przez Pieniny, mogę więc po prostu zejść sobie do domu, a potem wrócić na szlak. Poza tym dostałem dużą pomoc od kilku schronisk w Sudetach i Beskidach. To miejsca, które zaoferowały, że są w stanie przyjąć ode mnie paczkę, a potem ją przetrzymać do mojego przybycia przez parę tygodni. To oznacza, że część specjalistycznego jedzenia albo gaz do kuchenki mogłem wysłać do konkretnego schroniska i ten depozyt będzie tam na mnie czekał. To zaoszczędza mi nie tylko dźwiganie, ale też zjeżdżanie ze szlaku do dalekiego miasta tylko po to, żeby kupić paliwo, bo czegoś takiego nie da się kupić w małych wsiach po drodze.

Zależy ci na czasie czy przewidujesz jakieś odstępstwa od założonego planu na 60 dni wędrówki?

Oczywiście odstępstwa mogą być. Zawsze muszę mieć jakiś plan B, łącznie z tym, że mogę się po prostu wycofać. Nie mogę być desperatem. Nie mogę narażać siebie dla takiego przejścia. To co może się zdarzyć, to trudne warunki śniegowe i one albo zmuszą mnie do skrócenia w jakiś sposób tej trasy, albo do jej wydłużenia. Mam pewną rezerwę czasową i jeśli okaże się, że na początku marca jeszcze jestem w Beskidzie Niskim czy w Bieszczadach, to nie będzie wielkiej tragedii. Choć oczywiście wolałbym nie przedłużać tej trasy, bo mam świadomość, że pod koniec będę już bardzo zmęczony. Czasowo mam pewną rezerwę, więc jeśli okaże się, że trudne warunki wydłużą cały marsz o na przykład tydzień, to jestem na to gotowy.

Traktujesz to jako przygodę, wędrówkę z ciekawości, która pozwoli poznać te kolejne odcinki szlaków, ale także sprawdzić jak z takim dystansem można się zmierzyć w Polsce, czy też jest w tym jakiś dodatkowy cel?

Ktoś zapytał mnie o książkę. By ją napisać, musiałbym robić dużo dobrych notatek, a na to raczej nie będzie czasu ani sił.

Bardziej miałem na myśli dokumentację zdjęciową lub uzupełnienie do książki, którą teraz przygotowujesz, czyli o długodystansowych szlakach w Polsce.

Właśnie wczoraj, tuż przed naszą rozmową, ją skończyłem. Do tej książki ta wędrówka mogłaby wnieść tylko pojedyncze zdjęcia. Nie mam takiego celu eksploracyjnego, bo to byłoby w ogóle głupie. Te szlaki są świetnie znane i opisane. Nawet zimą i Główny Szlak Beskidzki, i Sudecki, były przechodzone. Co ciekawe, nie kojarzę nikogo, kto przeszedłby całą tę trasę południową granicą Polski zimą, natomiast...

Nie dorabiasz do tego specjalnej ideologii.

Tak, nie dorabiam do tego ideologii, bo przejście całości polskich gór zimą może być unikalne, ale ostatecznie wszystkie te szlaki są znane i były przechodzone zimą, więc to jest tak naprawdę tylko połączenie tego wszystkiego, co już kiedyś było zrobione. Chciałbym zobaczyć tę trasę tak naprawdę dla własnej ciekawości. Dla mnie to jest właśnie kwestia ciekawości, ale też sprawdzenia samego siebie i tego, na ile dobrze radzę sobie zimą z lekkim wyposażeniem oraz na ile jestem w stanie - to jest bardzo ważne - przetrwać taką długą wyprawę bez utraty sił. Ta wędrówka przez swoją długość będzie wymagała niezwykle oszczędnego gospodarowania siłami i bardzo dobrej oceny samego siebie. Jeżeli w ciągu paru dni w trudnych warunkach kompletnie się wyczerpię, może się okazać, że kolejnych parę dni będę musiał odpoczywać. To jest takie balansowanie na linie pomiędzy marszem a tą regeneracją i odpoczynkiem. Muszę to bardzo zrównoważyć. Dla mnie to bardziej zbieranie doświadczenia zimowego i patrzenie w jaki sposób na tak długiej trasie, a będzie to moja najdłuższa trasa zimowa, można przetrwać w sposób zrównoważony. Oczywiście ciekawią mnie same te szlaki i wiele z tych miejsc odwiedzę po raz pierwszy zimą, ale czy coś z tego więcej powstanie - mam cichą nadzieję, że być może film, ale to jest na razie taka myśl, która jest z tyłu głowy, a nie jest gotową częścią planu.

Poza tym, po tylu miesiącach mieszkania na południu Polski, po takiej wędrówce może ostatecznie zostaniesz już jednym z nas i do Warszawy już nie wrócisz.

Może tak się okazać. Na pewno na razie nie planuję.