"Gdy człowiek znajdzie się blisko śmierci, zmienia się jego myślenie o życiu" - przyznaje w RMF FM młodszy chorąży Grzegorz Fedorowicz, który 12 lat temu został bardzo poważnie ranny w Afganistanie. Pod transporterem opancerzonym, którym jechał, wybuchła mina pułapka. Przy okazji 1 listopada nasz dziennikarz Michał Dobrołowicz rozmawiał z panem Grzegorzem o tym, jak zapamiętał tamto zdarzenie i co zmieniło się w jego podejściu do życia.
Posłuchaj rozmowy o bliskości śmierci z mł. chorążym Grzegorzem Fedorowiczem:
Otarłem się o śmierć 6 sierpnia 2010 roku. Pod moim pojazdem wybuchła mina pułapka. To był potężny ładunek. Miałem duże obrażenia, cieszę się, że udało się przeżyć, że możemy dzisiaj rozmawiać - opisuje mł. chorąży Grzegorz Fedorowicz. Jechałem transporterem opancerzonym, byłem na górze jako dowódca. Po wybuchu zginął mój kolega - podkreśla.
Zapamiętałem moment, gdy wyjechaliśmy z bazy, pokonaliśmy około dziesięciu kilometrów i usłyszeliśmy głuche "Bum". Głośny wybuch, za nim kupa kurzu i piachu. Ocknąłem się czterdzieści metrów dalej, w błocie i zielu. Była już wymiana ognia. Zabrano mnie do karetki, po dwóch tygodniach śpiączki farmakologicznej wybudzenie. Po trzech tygodniach wróciłem do Polski, rozpoczęła się rehabilitacja, żeby stanąć na nogi - opisuje.
Każdy na miejscu wiedział, że zawsze coś może się wydarzyć. Myśl o możliwej śmierci pojawiała się w różnych momentach. Mogę powiedzieć tylko, że myślałem leżąc tam, że nie przeżyję, że nie zobaczę więcej dzieci. Dzisiaj sobie z tym radzę, staram się za bardzo nie wspominać, iść do przodu - dodaje.
Inaczej myślę teraz o wielu sprawach. Nie planuję nic do przodu, bo życie nam płata różne figle, planując do przodu staram się żyć z dnia na dzień, jeśli przychodzi problem, staram się go jak najszybciej rozwiązać. Życie toczy się swoim torem. Planowanie tego, co będzie za rok, pięć lat czy dziesięć lat to zbyt odległy termin. Mam oczywiście plany, ale już wiem, że to życie pokaże, czy uda mi się je zrealizować. Miałem przebite płuca, dzisiaj szybciej się męczę, mam bóle głowy, za nami jest długa rehabilitacja. Lekarze mówili mi, że nie widzieli tak silnej osoby, która tak bardzo chciała żyć. Jestem faktycznie osobą zawziętą. Taki był mój cel, wyjść z tego - zaznacza mł. chorąży Grzegorz Fedorowicz.
Cieszą mnie teraz bardziej drobne rzeczy. Fakt, że mogę patrzeć, jak moje dzieci dorastają, córkę już mam dorosłą, syn wchodzi też w dorosły wiek. Uważam, że gdy człowiek otrze się o śmierć, zyskuje całkiem inne spojrzenie na życie. Osobie, która nie widziała straty i nie była tak blisko śmierci, powiedziałbym, żeby cieszyła się z tego, co ma i niech się cieszy życiem - mówi Grzegorz Fedorowicz.