Załoga promu Stena Line, który wczoraj uderzył w suwnicę w porcie w Gdyni, mogła popełnić błąd nawigacyjny - dowiedział się w prokuraturze reporter RMF FM Kuba Kaługa. To jedna z wersji rozpatrywanych w śledztwie o spowodowanie katastrofy w ruch wodnym.
Na razie nie można wykluczyć żadnego ze scenariuszy. Śledczy nie chcą przesądzać, czy zawinił człowiek czy silny wiatr. Pojawiają się jednak wątpliwości dotyczące wersji o nagłym podmuchu wiatru. Wczoraj rzeczywiście mocno wiało, ale nie wiadomo, czy na tyle, by wiatr mógł zmienić kurs gigantycznego promu.
Hipotezę związaną w nagłych podmuchem wyjaśni ekspertyza biegłych. By ją stworzyć, ściągnięto już dane pogodowe z kapitanatu portu w Gdyni, śledczy czekają też na informacje z morskiego oddziału Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej.
Wczoraj wychodzący w morze prom Stena Line zahaczył dziobem o suwnicę stojącą na nabrzeżu. W efekcie szkieletowa konstrukcja poskładała się jak domek z kart. Jej elementy spadły na pracujących na nabrzeżu ludzi. W wypadku rannych zostało 3 pracowników terminalu. Nie ucierpiał żaden z pasażerów promu.
Początkowo rzeczniczka Stena Lina twierdziła, że suwnica sama runęła w momencie, gdy obok niej przepływał prom. Ostatecznie jednak przyznała, że to statek tych linii zahaczył o stalową konstrukcję.
Jednostka, która zderzyła się z suwnicą, jest sprawna technicznie i nie doznała większych uszkodzeń. Jedynym widocznym skutkiem wypadku jest 30-centymetrowe wgniecenie na dziobie promu. O 18:30 statek odbił od gdyńskiego nabrzeża, przepłynął przez port i zacumował przy tzw. Nabrzeżu Francuskim. Dwie godziny później odpłynął do Szwecji.