Wiemy o Jedwabnem dużo i źle - uważa Artur Janicki, historyk i reżyser, autor m.in. filmu "Jedwabne". Jego zdaniem należy popularyzować prawdziwą wersję zdarzeń w Jedwabnem, która nie pokrywa się z obrazem ukazanym przez Jana Tomasza Grossa w książce "Sąsiedzi" (2000).
W niedzielę przypada 75. rocznica mordu w Jedwabnem.
Artur Janicki w rozmowie z PAP ocenił, że dziś Polacy wiedzą o Jedwabnem dużo, ale ich wiedza nie jest właściwa. "Wiemy o Jedwabnem dużo i źle" - powiedział. Jak wskazał, to książka Grossa wywołała fałszywy obraz tego, co się stało w Jedwabnem.
Reżyser dokumentów historycznych podkreślił, że należy popularyzować prawdziwą wersję zdarzeń w Jedwabnem. Jak wskazał, książka Grossa ukazała się w tys. egzemplarzy, a jej treść rozpowszechniły tysiące gazet oraz spotkania z czytelnikami na całym świecie. Tymczasem dwa tomy IPN, wyjaśniające sprawę, wyszły w mniejszym nakładzie.
Nikt z szerokiej publiczności takich tomów naukowych nie czyta - zauważył Janicki. Trzeba badać źródła historyczne, publikować je i naukowo zweryfikowane ustalenia zamieszczać w podręcznikach - zaznaczył.
Po publikacji głośnej książki Grossa IPN wszczął postępowanie w celu ustalenia zdarzeń w Jedwabnem.
W ocenie IPN, zbrodnia została dokonana z niemieckiej inspiracji (liczni przesłuchani świadkowie wskazali na przybyłych w tym dniu do Jedwabnego umundurowanych Niemców), ale - jak podawał Instytut w komunikacie o końcowych ustaleniach śledztwa, wydanym w lipcu 2002 roku - jej wykonawcami było co najmniej 40 polskich mieszkańców Jedwabnego i okolic.
Według Janickiego za sprawą Grossa i środowisk Polsce nieprzychylnych nieprawdziwe stwierdzenia o Jedwabnem "weszły wręcz do literatury naukowej na całym świecie i stały się podstawą do stwierdzenia, że Polacy są współwinni Holokaustu", a w świadomości Polaków, ale i cudzoziemców, utrwalił się mylny obraz Jedwabnego jako przykładu wybuchu nienawiści Polaków do Żydów.
Tak nie było. Była to zbrodnia dokonana przez Niemców, którzy mieli za zadanie angażować w akcję "oczyszczania" miejscową ludność. W 1939 r. takie grupy "oczyszczały" zaplecze frontu polsko-niemieckiego z powstańców śląskich, wielkopolskich i wszystkich wybitnych Polaków. Takie grupy w 1941 roku oczyszczały zaplecze frontu niemiecko-sowieckiego z komunistów i Żydów - mówił historyk.
Janicki wymienił "cztery najważniejsze kłamstwa" Grossa.
Po pierwsze: liczba ofiar. Gross pisze o 1600 ofiarach, tymczasem w Jedwabnem było ok. 500 Żydów. Skoro 100 Żydów uratowali od kaźni ich katoliccy sąsiedzi, ofiarami mordu 10 lipca było ok. 400 Żydów - wskazał Janicki.
Po drugie - mówił - Gross pisze, że to katolicka połowa miasteczka napadła na swoich sąsiadów Żydów. Z dokumentów i licznych procesów wynika jednak, że w pogromie wzięło udział od 25 do 40 Polaków - przy czym nie wiadomo, ilu z nich działało pod przymusem, a ilu z własnej woli - wyjaśnił reżyser "Jedwabnego".
Po trzecie, jak przypomniał Janicki, według Grossa Polacy wzięli udział w pogromie również ze względów rabunkowych, nawet dopuścili się bezczeszczenia zwłok, by je okraść. Tymczasem po rozkopaniu mogił ofiar archeolodzy odnaleźli blisko 600 drogocennych przedmiotów.
Po czwarte Gross zaznaczył, że Niemcy w tragicznym dniu ograniczyli się do filmowania i fotografowania pogromu. Gross twierdzi tak na podstawie zeznań tzw. naocznych świadków. Archeolodzy odkryli przed stodołą i wewnątrz stodoły łuski karabinowe, co oznacza, że to Niemcy byli bezpośrednimi sprawcami mordu - powiedział historyk.
Zdaniem Janickiego koronnym dowodem na nieprawdziwość oskarżeń Grossa i innych autorów jest ich twierdzenie, że pierwszą grupę ofiar (ok. 50 najsilniejszych mężczyzn) Polacy wyprowadzili na kirkut (cmentarz żydowski), tam zamordowali i pogrzebali. Badania archeologów wykazały, że groby tych pierwszych 50 ofiar znajdują się w środku stodoły, tej w której potem spalono pozostałe, liczniejsze ofiary.
Autor wskazał też na fałszywe zeznania trzech tzw. "naocznych świadków": Wassersteina, Boruszczaka i Grądowskiego.
Szmul Wasserstein był mieszkańcem Jedwabnego, ale na początku pogromu uciekł stamtąd - ukrył się u polskiej rodziny i dzięki temu ocalał. Nie mógł być zatem - według Janickiego - świadkiem mordu.
Dwóch kolejnych, Abram Boruszczak oraz Eliasz Grądowski, siedziało w więzieniu za wyłudzanie mienia pożydowskiego, następnie złożyło zeznania niemal jednobrzmiące z oskarżeniami Wassersteina. Zostali uwolnieni z więzienia i nie stanęli przed sądem.
Żaden z nich nie mógł być świadkiem pogromu w Jedwabnem - Grądowski był osadzony w więzieniu w Mińsku za kradzież, a Boruszczaka w czasie wojny nie było w Jedwabnem. Niemniej na podstawie ich zeznań skazano 12 jedwabian w 1949 roku i na podstawie ich zeznań Gross zbudował swoją kłamliwą opowieść - podkreślił Janicki.
(az)