Tajne spotkanie prezesa NIK Mariana Banasia z szefem klubu parlamentarnego PiS i wicemarszałkiem Sejmu Ryszardem Terleckim. Jak ustalił reporter RMF Mariusz Piekarski, spotkali się dziś po południu w budynku Sejmu. Rozmowa trwała 20 minut. Obaj panowie zaprzeczają, by podczas rozmowy wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki nakłaniał Mariana Banasia do rezygnacji z prezesury NIK.
Rozmowa Terleckiego z Banasiem, jak zauważa dziennikarz RMF FM, była mocno ukrywana. Spotkali się nie w gabinecie wicemarszałka Terleckiego, nie w jego gabinecie szefa klubu, a w jednym z pokojów pracy posłów PiS. Marian Banaś czekał tam na Ryszarda Terleckiego. Rozmawiali 20 minut, po czym osobno opuszczali pokój.
Marian Banaś był mocno zdziwiony, gdy Mariusz Piekarski pytał go o spotkanie z szefem klubu PiS. Przekonywał dziennikarza RMF FM, że przywiózł Terleckiemu jedynie pozew, który złożył kilka tygodni temu przeciwko telewizji, która ujawniła sprawę jego kamienicy. Pozew, który skierowałem przeciw TVN, przekazałem panu marszałkowi - stwierdził zdawkowo Banaś. Na pytanie Mariusza Piekarskiego, czy złoży rezygnację, prezes NIK szybko odpowiedział: "Nie ma potrzeby".
Banaś zarzekał się, że nie rozmawiał z Terleckim o swojej rezygnacji. Twierdził, że nie był przekonywany do dymisji i nic nie wie o takim oczekiwaniu ze strony PiS.
Spotkanie odbyło się w jednym z pokojów w klubu PiS. Marian Banaś czekał tam na Ryszarda Terleckiego. Gdy wicemarszałek Sejmu zorientował się, że dziennikarz RMF FM wie o spotkaniu, kilka razy wychodził z tego pokoju, by ostatecznie nie było wiadomo, iż wychodzi z gabinetu, gdzie rozmawiał z Banasiem. Ale nie zaprzeczał, że rozmawiał z prezesem NIK, którego - przynajmniej oficjalnie - PiS chce się teraz pozbyć. Spotkaliśmy się. Czekamy na raport, odpowiedź, na raport CBA - skomentował jedynie wicemarszałek Sejmu. Ja się od niczego nie odżegnuję - tak Terlecki odpowiedział na stwierdzenie Mariusza Piekarskiego, że teraz PiS odżegnuje się od Mariana Banasia.
Jak zauważa Mariusz Piekarski, Terlecki i Banaś próbowali ukryć to spotkanie, a po nim jak najszybciej pokonać trasę od miejsca spotkania do wyjścia z Sejmu, gdzie na obu czekały limuzyny.
W środę 16 października CBA poinformowało, że zakończyło kontrolę oświadczeń majątkowych Mariana Banasia. Postępowanie obejmowało oświadczenia majątkowe złożone w latach 2015-2019. Trwało od 16 kwietnia. Według ustaleń dziennikarzy RMF FM, kontrola wykazała przynajmniej dwie nieprawidłowości związane z kwestiami skarbowymi. Chodzi o niejasny sposób rozliczania podatków przez obecnego szefa NIK.
Jak czytamy w komunikacie zamieszczonym na stronie CBA, "obecnie prowadzone są czynności pokontrolne określone w art. 45 ustawy o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym, w ramach których m. in. kontrolowany może złożyć zastrzeżenia do protokołu kontroli". "Do chwili zakończenia czynności CBA nie informuje o wynikach postępowania" - dodano.
Jak zauważa dziennikarz RMF FM Tomasz Skory, w oświadczeniu rzecznika CBA Temistoklesa Brodowskiego najistotniejsze jest zdanie: "Pan Marian Banaś ma 7 dni na wniesienie uwag do zastrzeżeń Centralnego Biura Antykorupcyjnego, które nie zostały wyjaśnione podczas trwania kontroli". Wynika z niego, że takie niewyjaśnione przez szefa NIK zastrzeżenia wciąż istnieją. Mimo że kontrola trwała pół roku, a wszczęto ją w wyniku wcześniejszej analizy oświadczeń majątkowych Banasia.
Banaś dzień po oświadczeniu CBA zakończył bezpłatny urlop. Przebywał na bezpłatnym urlopie od czasu, gdy "Superwizjer" TVN we wrześniu wyemitował reportaż o byłym ministrze finansów. Deklaruję, że będę przeciwstawiał się wszelkim próbom ataku na moją osobę jako prezesa Najwyższej Izby Kontroli. Stanowczo również oświadczam, że będę bronił niezależności i bezstronności Najwyższej Izby Kontroli jako naczelnego organu kontroli państwowej - napisał Banaś po powrocie do pracy.
Zmanipulowane i kłamliwe doniesienia medialne mające na celu zdyskredytowanie mojej osoby niewątpliwie stanowią formę zemsty tych środowisk, które w wyniku przeprowadzonej reformy służb skarbowych i celnych utraciły dotychczasowe wpływy na możliwość podejmowania najważniejszych decyzji w Rzeczypospolitej Polskiej - przekazał.
Marian Banaś trafił na medialne czołówki w drugiej połowie września po reportażu dziennikarza "Superwizjera" TVN Bertolda Kittela, który m.in. przyjrzał się oświadczeniom majątkowym obecnego szefa NIK.
Do oświadczenia Banaś - o którym, według materiału "Superwizjera", mówi się, że ma w Prawie i Sprawiedliwości przydomek "Pancerny Marian" - wpisał m.in. położoną na krakowskim Podgórzu kamienicę o powierzchni 400 metrów kwadratowych.
W kamienicy - jak ujawniono w reportażu - mieści się niewielki pensjonat, oferujący gościom pokoje na godziny.
Reporterzy "Superwizjera" postanowili sprawdzić, jak działa taki interes, udając klientów. Wnętrze pokoju potwierdziło wcześniejsze domysły - wielkie łóżko i ściany wyłożone lustrami. Przy recepcji pracownica nie sprawdziła tożsamości reporterów, nie zarejestrowała transakcji w kasie fiskalnej i nie wydała paragonu. Po wizycie nie został praktycznie żaden ślad - relacjonował 21 września portal tvn24.pl.
W 2016 roku Marian Banaś zadeklarował - jak doniósł "Superwizjer" - że sprzeda kamienicę, a w dokumentach sądowych odnotowana została umowa przedwstępna.
Okazuje się, że niedoszłym nabywcą jest młody, zaledwie 30-letni Dawid O., który jednocześnie prowadzi pensjonat w kamienicy ministra - podkreślał tvn24.pl.
Reporter "Superwizjera", chcąc porozmawiać z Dawidem O., udał się do pensjonatu.
W recepcji siedział znacznie starszy mężczyzna, który liczył pieniądze. Zachowywał się, jakby był szefem pensjonatu. Odmówił jednak rozmowy z dziennikarzem na temat kamienicy - relacjonował portal.
Na pytanie o działalność gospodarczą bez paragonów mężczyzna zareagował jednak nerwowo, a po chwili zaproponował: Kurde. A może niech pan poczeka, ja zadzwonię do Banasia.
W trakcie połączenia przekazał rozmówcy, że w pensjonacie zjawił się z pytaniami dziennikarz TVN, ale rozmówca - do którego obwieszony złotem mężczyzna zwracał się na "ty" - nie chciał z reporterem rozmawiać.
Człowieka spotkanego w recepcji Bertold Kittel zidentyfikował jako Janusza K., pseudonim "Paolo".
Portal tvn24.pl pisał o nim i jego bracie Wiesławie, że "są znanymi w Krakowie przestępcami, którzy zajmują się w stolicy Małopolski prowadzeniem agencji towarzyskich".
W 2005 roku brali udział w krwawych porachunkach między grupami sutenerów. Uzbrojeni w niebezpieczne przedmioty bandyci starli się w rejonie krakowskiego Kazimierza. W wydarzeniach ranny został policjant. Za udział w pobiciu z użyciem niebezpiecznego narzędzia obaj bracia zostali prawomocnie skazani - donosił portal.