W dwudziestu śląskich szpitalach wciąż przebywa 82 rannych w katowickiej katastrofie. W ciężkim stanie są dwie osoby. Minister zdrowia zapewniał, że ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Z godziny na godzinę kolejni ranni opuszczają szpitale, a stan zdrowia poszkodowanych poprawia się – mówi rzecznik wojewody śląskiego Krzysztof Mejer.
Praktycznie w ciągu 5 sekund dach się zawalił. My, którzy mieliśmy stoiska pośrodku hali, nie mieliśmy szans, żeby uciec, żeby się schować. Nie było czasu na myślenie – mówi reporterowi RMF 26-letni Marek Wosik. Mężczyzna z urazem kręgosłupa leży w szpitalu w Siemianowicach Śląskich. Miałem wiele szczęścia, jakaś opatrzność nade mną czuwała – dodaje.
Ja nie wiem, jak to się stało. Jeden huk i nagle leżeliśmy na podłodze – opowiada kobieta, która na szczęście z niewielkimi obrażeniami trafiła do jednego ze śląskich szpitali. Nagle zaczęło wszystko strzelać. Każdy się rozglądał, bo myśleliśmy, że komuś się stanowisko wali. Nagle zaczęło się wszystko walić - podkreśla inna poturbowana kobieta.
Ręka złamana, miednica tak samo – mówi naszemu reporterowi jeden poszkodowanych. Ale to nic – dodaje. Najbardziej martwiłem się o dwóch synów, ale na szczęście są w domu. Odetchnąłem z ulgą. Mężczyzna przyznaje, że wchodząc do hali zwrócił uwagę na zalegający na dachu śnieg. To jest wstyd do jest hańba, ja z mojego małego gołębnika sprzątałem śnieg, a oni z takiej wielkiej hali... Gdyby chociaż część śniegu zwalili - mówi.