Były błędy i zaniedbania - tak w skrócie można opisać zawartość raportu, który powstał po kontroli w tych departamentach Ministerstwa Transportu, które podlegały odwołanemu już Tadeuszowi Jarmuziewiczowi. Byłemu wiceministrowi zarzucono przede wszystkim opóźnienia, zaniedbania, zaniechania i bylejakość w działaniach legislacyjnych podległych mu wydziałów.
W raporcie stwierdzono także, że wiceminister naraził się szczególnie wdrażaniem nowego systemu egzaminów na prawo jazdy i wprowadzaniem nowego wzoru zaświadczeń dla kierowców przewożących niebezpieczne towary. Z winy resortu obie sprawy się ślimaczyły, przeciągały, albo towarzyszyło im zamieszanie, bałagan i dezorientacja.
Kontrola nie wykazała jednak niczego, co skłoniłoby kontrolujących do złożenia zawiadomienia w prokuraturze.
Odwołany ze stanowiska w czerwcu Jarmuziewicz mógłby więc już spokojnie cieszyć się mandatem poselskim, gdyby nie fakt, że CBA zainteresowało się jego oświadczeniami majątkowymi i dało o swym zainteresowaniu znać prokuratorom.
Tadeusz Jarmuziewicz został zdymisjonowany po serii wpadek. W połowie maja dziennikarka RMF FM Agnieszka Burzyńska dotarła do notatki ws. nieformalnego spotkania wiceministra z przedstawicielami firmy budującej odcinek autostrady A1. "Dziwne" zachowanie Jarmuziewicza opisali szczegółowo pracownicy Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Wiceminister na spotkaniu w restauracji rozmawiał na temat budowy odcinka Świerklany - Gorzyczki z przedstawicielami inwestora, czyli firmy Alpine Bau, i lokalnymi władzami. Problem tkwi w tym, że pracownicy ministerstwa mieli zakaz spotkań z firmami wykonującymi inwestycje bez udziału przedstawicieli GDDKiA. Chodziło o to, by nie osłabiać pozycji ministerstwa w razie ewentualnych procesów sądowych.
Również wiceminister Jarmuziewicz był odpowiedzialny za wpadkę resortu z ADR-ami, czyli zaświadczeniami dla kierowców uprawniającymi do przewozu materiałów niebezpiecznych. Zamieszanie rozpoczęło się na początku roku. Od 1 stycznia obowiązują bowiem nowe blankiety, ale resort ogłosił przetarg na ich produkcję dopiero 31 grudnia. Później okazało się z kolei, że w budżecie nie zabezpieczono pieniędzy na ten cel.
Na konto Jarmuziewicza należy zapisać również skandal z wdrażaniem nowego systemu egzaminów na prawo jazdy. Zawiódł elektroniczny system przekazywania dokumentów, a kandydaci na kierowców, by przystąpić do egzaminu, musieli jeździć nawet po kilkaset kilometrów.