Paralotniarz z Lublina Łukasz Prokop, pobił właśnie rekord Polski w najdłuższym locie paralotnią. Jego wyczyn okazał się też rekordem Europy w locie na sprzęcie klasy EN-C, czyli skrzydle znajdującym się pośrodku klas związanych z bezpieczeństwem i osiągami. Pan Łukasz bez żadnego napędu mechanicznego, bazując wyłącznie na siłach natury, czyli sprzyjającym, zachodnim wietrze pokonał dystans 438 kilometrów. Lot zajął mu prawie 9,5 godziny i pewnie trwałby dalej, gdyby nie fakt, że wiatr niósł go w kierunku Białorusi.

Pan Łukasz wystartował z wielkopolskiej Piły i doleciał pod białoruską granicę. Sprzyjał mu wiejący z zachodu wiatr, który jest głównym czynnikiem determinującym  kierunek i przebieg lotu. Jak mówi rekordzista, gdyby nie sytuacja geopolityczna, zdecydowanie mógłby lecieć dalej.

Nie ukrywam, że był to dzień z potencjałem, nawet na 500 km, ale wiadomo - sytuacja na Białorusi jest, jaka jest, nie ma możliwości, żeby tam wlecieć. Z bólem serca lądowałem o tej 18:40, bo spokojnie mógłbym jeszcze lecieć przez co najmniej godzinę. - mówił w RMF FM paralotniarz.

Łukasz Prokop był gotowy do długiego lotu. Miał ze sobą zapas wody i jedzenia. Bijąc rekord, był zależny wyłącznie od warunków atmosferycznych, na bieżąco sprawdzał więc specjalistyczną prognozę i obserwował chmury. Z ziemi cały czas wspierała go żona i najbliżsi.

Żona zrobiła mi nie lada niespodziankę. Kiedy wiedziałem już, że lecę po rekord, napisałem gdzie jestem. Jak się później okazało, ona już wtedy wyruszyła z domu z dziećmi, więc gdy wylądowałem, zdążyłem się tylko spakować, wyjść do głównej drogi i już wtedy czekali na mnie - wspomina z uśmiechem pan Łukasz.

Pomysł na pobicie rekordu kiełkował w głowie paralotniarza od ośmiu lat czyli od momentu, gdy udało mu się polecieć tego rodzaju sprzętem na dystansie 325 kilometrów.

W kolejce do pobicia najnowszego rekordu są już - jak powiedział rozmówca RMF FM - kolejni zapaleńcy. Niewykluczone, że po odpoczynku z rodziną Łukasz Prokop po raz kolejny podejmie rękawicę.

Opracowanie: