To będzie himalajski triahlon. Najpierw rower, potem trekking i na końcu wspinaczka na Dach Świata. Mateusz Waligóra, specjalista od wypraw ekstremalnych, rusza na kolejną ekspedycję. Tym razem chce zdobyć Mount Everest, startując z poziomu morza. Jak mówi w rozmowie z internetowym Radiem RMF24, będzie to dla niego ogromne wyzwanie. Łatwiej byłoby mi powiedzieć, czego się nie obawiam – wyznaje podróżnik w rozmowie z Krzysztofem Urbaniakiem.
Mateusz Waligóra, podróżnik i specjalista od ekstremalnych wypraw, rozpocznie swoją kolejną przygodę, która tym razem zaprowadzi go na najwyższy szczyt świata - Mount Everest.
Nie będzie to typowa wspinaczka. Waligóra planuje rozpocząć podróż na poziomie morza, od Zatoki Bengalskiej, by na rowerze przemierzyć Indie i Nepal, a później pieszo dotrzeć do bazy pod Everestem. W rozmowie z Krzysztofem Urbaniakiem podróżnik opowiada o przygotowaniach i wyzwaniach, jakie przed nim stoją.
Dlaczego wyprawa Waligóry na najwyższy szczyt świata będzie wyjątkowa? Podróżnik planuje rozpocząć ją z poziomu morza. Jak przyznaje, podejście do zdobywania szczytów, gdzie sukces mierzony jest momentami spędzonymi na wierzchołku, nie do końca odpowiada jego wizji przygody.
Nie do końca godzę się z tym, że w górach wysokich, kiedy wchodzimy na jakiś szczyt, to o sukcesie wyprawy decyduje te 5-10 minut, które spędzimy na wierzchołku. Jeśli się nie uda, to cała wyprawa do kosza. Jesteśmy beznadziejni, bo wróciliśmy bez sukcesu. Dlatego w trakcie wszystkich moich poprzednich wypraw droga była równie ważna, jak cel. Cel trochę definiował kierunek, ale to droga mnie w jakiś sposób kształtowała. Dostarczała tych wszystkich emocji, po które wyruszam na wyprawę - mówi Mateusz Waligóra.
Tym, co wyróżni wspinaczkę Mateusza Waligóry od innych, będzie sposób, w jaki podróżnik zamierza dotrzeć na szczyt. Droga, jaką planuje przebyć przed wejściem na Mount Everest, czyni jego misję wyjątkową.
Droga na Everest prowadzić będzie od Zatoki Bengalskiej nad Oceanem Indyjskim. Najpierw przejadę ponad 1200 kilometrów przez Indie i Nepal na rowerze. Razem ze mną będzie podróżnik i fotograf Jakub Rybicki. Gdy w Nepalu dojedziemy do miejsca, w którym kończy się droga, to zamienimy te rowery na plecaki i już pieszo ruszymy w stronę bazy pod Everestem - mówi podróżnik. Jak dodaje, w trakcie wyprawy skład zespołu będzie się zmieniał.
Kuba wróci do Polski. Do mnie dołączy Iza Pakuła, Mirek Baściuk, Marcin Kin w roli fotografa i Bartek Dobroch, którego obecność na tej wyprawie jest kluczowa. Bartek będzie ze mną przez cały czas trwania wyprawy w bazie pod Everestem. Będzie zbierał materiały do reporterskiej książki o tym, jak zmieniają się Himalaje, jak zmienia się sam Everest - tłumaczy Waligóra.
Celem wyprawy nie będzie tylko próba zdobycia Mount Everestu. Podczas ekspedycji Mateusz Waligóra i jego towarzysze zamierzają przeprowadzić obserwacje i rozmowy dotyczące zmian w turystyce himalajskiej.
To, z czym wielu ludziom kojarzy się wspinaczka na Mount Everest, to potężne kolejki, śmieci. Przekonanie o tym, że na Everest może wejść każdy, przecież go wyniosą, wystarczy tylko zapłacić. To jest oczywiście zjawisko, które można nazwać mianem patologicznego - mówi Waligóra. Wyprawa ma być okazją do zbadania, jak rosnąca popularność wpływa na region Himalajów i jego mieszkańców.
Everest padł ofiarą własnej popularności wynikającej z tego, że jest najwyższą górą na świecie. Od kiedy ludzie wspinają się na szczyty, od tego czasu chcą zdobyć Everest i mam wrażenie, że z roku na rok ten trend będzie się powiększał. Rozlewał także na inne wysokie góry, inne ośmiotysięczniki. Tak naprawdę sam Everest ma być takim oknem do świata Himalajów, taką osią do opowieści o tym, jak rosnąca popularność wspinaczki wysokogórskiej wpływa na zmiany w Nepalu, w Pakistanie, bo to będzie też opowieść o Karakorum - podkreśla Waligóra, podając przykład zmian, które wprowadził nepalski rząd.
Jedna z tych zmian polega m.in. na tym, że śmigłowce na Evereście nie będą mogły być wykorzystywane powyżej bazy w celu innym niż ratunkowy. W ostatnich latach to miało najróżniejszy przebieg i śmigłowce były wykorzystywane po to, aby przewozić tych najbogatszych wspinaczy tudzież turystów wysokogórskich nad najbardziej niebezpiecznym odcinkiem drogi, który prowadzi do obozu drugiego. Dzięki śmigłowcom zaopatrywano obóz drugi, omijając ten trudny odcinek - tłumaczy podróżnik.
W swoich wyprawach wędrowałem raczej przez miejsca odludne, bo to była pustynia Gobi, Grenlandia, Antarktyda, na której na nartach dotarłem w ubiegłym roku do bieguna południowego - wspomina podróżnik, odnosząc się do swoich doświadczeń.
Często spotykam się z pytaniem: po co ci ten Everest? Przecież tam jest cała masa ludzi. Ja jestem z natury człowiekiem ciekawskim, więc jadę tam i idę, nie wykorzystując żadnych śmigłowców, samolotów po drodze. Wszystko chcę zrobić siłą własnych mięśni, aby przyjrzeć się temu wszystkiemu, przeżyć to na własnej skórze. Potem wraz z jednym z najlepszych autorów książek górskich w Polsce opisać to - mówi Waligóra.
Mateusz Waligóra przyznał, że cele na tę wyprawę są związane z jego młodzieńczymi marzeniami o dotarciu do trzech skrajnych punktów na Ziemi - do bieguna południowego, północnego i na wierzchołek Everestu, często nazywanym trzecim biegunem.
Z punktu widzenia potencjalnego czytelnika czy słuchacza kolejne wejście na Everest nie ma najmniejszego sensu. Natomiast ma sens dla mnie - stwierdził. Jak dodał, jeśli wyprawa się powiedzie i zakończy wejściem na wierzchołek, stanie się osobą, która dotarła na Everest, zaczynając od poziomu morza.
Podróżnik przyznał, że nie skupia się jedynie na zdobyciu samej góry, stanowiącej tylko część wyprawy. Za wyzwanie uważa przejechanie Indii na dwóch kółkach.
Dla mnie liczy się cała droga, która ma do tej góry doprowadzić poprzez Indie i to takie Indie przez duże "I", o których opowiadają sobie sami Hindusi. Wschodnia część Indii, Bengal Zachodni, Bihar, Jharkhand to są te miejsca, przez które będziemy jechać razem z Kubą Rybickim na rowerach. Wydaje mi się, że ta rowerowa część wyprawy w tym momencie stanowi głównie to, na czym się skupiam - opisuje Waligóra.
Nie zastanawiam się, jak będzie na Evereście. Skupiam się na tej części rowerowej, bo wiem, że sprawi mi ona wiele frajdy i wiele radości, ale też budzi moje obawy. Jestem introwertykiem z natury, a jest to jedna z najgęściej zaludnionych części najgęściej zaludnionego kraju na świecie - dodaje podróżnik.
Czy podróż przez Indie i Nepal może okazać się na tyle wyczerpująca, że zdobycie Everestu będzie znacznie utrudnione? Zdaniem Waligóry wszyscy ludzie, którzy przyłożyli rękę do tej wyprawy, zdają sobie sprawę z ryzyka wystąpienia trudności. Nadchodzącą przygodę nazywa "szalenie wymagającą".
Przypominam sobie o tym regularnie, po raz ostatni, kiedy idąc do apteki, realizowałem receptę, na której były środki przeciwmalaryczne używane w tropikach oraz zastrzyki wykorzystywane na obrzęk mózgu w górach wysokich. To jedno z potwierdzeń, że jest to szalenie skomplikowana wyprawa. Wiele rzeczy może się wydarzyć po drodze i myślę, że to też ma wpływ na to, że nie myślę jeszcze o Evereście, ale bardziej o tym, jak w sposób bezpieczny i dający ogrom satysfakcji przejechać przez Indie na rowerach - przyznaje podróżnik.
Mateusz Waligóra opowiedział także o swoim doświadczeniu, wymieniając góry wysokie, na które udało mu się wspiąć. Jak wyznał, dotychczasowe osiągnięcia nauczyły go pokory.
Mam doświadczenie na kilkunastu pięcio- i sześciotysięcznikach. Trzykrotnie wchodziłem na najwyższy szczyt Ameryki Południowej Aconcagua, który ma wysokość prawie 7 tysięcy metrów. Podobnie drugi szczyt na tym kontynencie Ojos del Salado, najwyższy wulkan na świecie, także prawie góra 7-tysięczna. Te doświadczenia sprawiają, że niezależnie od tego, jak czuliśmy się w górach wysokich wcześniej, wszystko może nas zaskoczyć. Dlatego podchodzę do tej wyprawy z ogromną pokorą - mówi podróżnik. Jak dodaje, dawanie z siebie 110 procent jest niezbędne, aby przekroczyć pewien próg.
Bardzo często ten próg decydował o tym, czy wyprawa zakończy się powodzeniem i osiągnę założony z góry cel, czy nie. 10 procent może wydawać się niezbyt wygórowaną ceną, natomiast przemnożony przez tak wymagające miejsca, jak pustynie lodowe czy gorące, sprawia, że mój organizm zbiera teraz tego żniwo. Wiem, że to będzie dla mnie bardzo wymagająca wyprawa - mówi Waligóra.
Łatwiej byłoby mi powiedzieć, czego się nie obawiam - wyznaje podróżnik, pytany o to, co budzi jego niepokój.
Chyba to, że nie do końca będę miał kontrolę nad tym, co się dzieje. Kiedy pakujemy sanie i ruszamy na biegun, to mamy ze sobą żywność, paliwo i cały niezbędny sprzęt, który zapewnia nam samowystarczalność przez dwa miesiące. Jednocześnie niemal wszystko zależy tylko i wyłącznie od nas, od naszego doświadczenia, siły, decyzji i szczęścia - mówi Waligóra. Zaznacza, że w górach wysokich istnieje szereg niebezpieczeństw, na które nie da się mieć wpływu.
To niebezpieczeństwa związane z załamaniem pogody, lawinami, oderwanymi wielkimi blokami lodu - wymienia podróżnik i dodaje, że należy także zwrócić uwagę na czynnik ludzki.
Idąc i mając wokół siebie osoby, o których doświadczeniu niewiele wiem, muszę naprawdę darzyć je bardzo ograniczonym zaufaniem. Zdawać sobie sprawę z tego, że ich obecność - choć może się wydawać, że zwiększa moje poczucie bezpieczeństwa - to jest to uczucie bardzo złudne. Często te osoby, a Everest ze względu na swoją popularność przyciąga osoby o różnym doświadczeniu górskim, mogą stanowić zagrożenie - zaznacza Waligóra.
Przebycie drogi, którą wybrał Mateusz Waligóra, zajmie ponad dwa miesiące.
Wyruszamy w poniedziałek 18 marca. Do Nepalu powinniśmy dotrzeć na początku kwietnia. Wtedy właśnie rozpocznę trekking do bazy. Wyprawa natomiast zakończy się na początku czerwca, mam nadzieję, że pod koniec maja - mówi podróżnik.
Mateusz Waligóra wspomina także osoby, które zainspirowały go do wyprawy. Należy do nich m.in. Tim Macartney-Snape, który jako pierwszy wspiął się na Everest z poziomu morza.
Tim jest dla mnie ogromną inspiracją, podobnie jak inne osoby, które wchodziły na Everest siłą własnych mięśni. Nie mogę tutaj nie wymienić choćby Szweda Görana Kroppa, który w 1995 roku wyruszył na rowerze ze swojego domu w Szwecji, po czym dojechał do bazy, wszedł na górę. To są osoby, które stanowią dla mnie ogromną inspirację. Jednakże ja zawsze szukam własnej drogi - przyznaje podróżnik.
Opracowanie: Milena Brosz.