34-letnia Grażyna Kuliszewska zniknęła bez śladu na początku stycznia. Kobieta przyleciała do Polski tylko na jeden dzień, żeby dokonać podziału majątku z mężem, z którym, zdaniem jej siostry planowała rozwód. Po dwóch miesiącach poszukiwań, policjanci wyłowili jej ciało z rzeki. Materiał został opublikowany w programie Uwaga! TVN.

Ostatnie święta Bożego Narodzenia i sylwestra małżonkowie spędzali jednak osobno. Mąż i syn przyjechali do Polski. Grażyna została w Londynie. Na początku stycznia przyleciała do Polski na jeden dzień, żeby załatwić u notariusza sprawę podziału ich majątku.

Siostra mówiła mi, że przylatuje 3 stycznia, a dzień później już wraca do Londynu. Przekonywała, że mąż chciał, żeby dom [w Polsce - red.] w całości był na niego przepisany. Ona tego nie chciała - wspomina Mariola Wróbel, siostra zaginionej.

Żona chciała to załatwić jak najszybciej i przepisać działkę i dom na mnie i syna. Pytałem, dlaczego chce to zrobić, ale nie powiedziała. Nie wiem, po co były jej pieniądze za jej część - przekonuje Czesław Kuliszewski. Siostra zaginionej kobiety jest pewna, że sprawa u notariusza miała być dopełnieniem rozpadającego się małżeństwa Kuliszewskich.

Rozwód był planowany od dawna. Na początku grudnia, kiedy dzwoniłam do niej , słyszałam kłótnię. Siostra przerwała naszą rozmowę mówiąc, że Czesław jest zdenerwowany, bo dostał papiery rozwodowe - wspomina siostra Grażyny.  O rozwodzie dowiedziałem się dopiero z gazet. Żadnych papierów rozwodowych nigdy nie widziałem - twierdzi mąż.


"Pomyślałem, że może poszła na papierosa"

Z relacji Kuliszewskiego wynika, że żona w zamian za przepisanie ich domu na niego i syna żądała 50 tysięcy złotych. Małżonkowie byli u notariusza. Do przepisania domu jednak nie doszło.

Kuliszewski twierdzi, że noc przed zaginięciem małżonkowie spędzili razem w domu. Kiedy mężczyzna wstał rano, żony nie było. Pomyślałem, że może poszła na papierosa do kotłowni, więc też poszedłem zapalić. Stamtąd było widać, że brama przed domem jest otwarta. Zadzwoniłem, ale telefon miała wyłączony. Byłem pewny, że poszła po pieczywo, albo sprzątać u teścia - wspomina.

Mężczyzna nie zgłosił na policję zaginięcia żony. Spakował się i wyjechał do Anglii. Policję o zaginięciu kobiety zawiadomił cztery dni później jego kuzyn. Zorganizowano poszukiwania. Kobiety poszukiwało kilkaset osób. Przeczesano ponad 700 hektarów terenu.

Po dwóch miesiącach od zaginięcia, znaleziono zwłoki Grażyny Kuliszewskiej. Leżały w rzece zaledwie sześć kilometrów od jej domu w Borzęcinie. Nasza mama zmarła półtora roku temu. Miała taką samą twarz. Umarła w bólu i Grażyna też zmarła w bólu, było to widać na jej twarzy, że się męczyła - wyznaje siostra ofiary.

Rozbiję ci zaraz tę szklankę na mordzie, wiesz?

Grażyna Kuliszewska w Londynie miała przyjaciela - Kurda. To z nim miała z planować swoją przyszłość.

Mąż ją prosił, żeby nie mówiła o rozwodzie jego rodzicom. Każdego dnia do niej dzwonił i mówił, żeby przyjechała do Polski, podpisała papiery i wtedy się rozwiodą. Grażyna pojechała tylko na jeden dzień. Mówiłem jej, żeby nie szła do jego domu, bo on jej wielokrotnie groził - mówi przyjaciel Grażyny.

Czesław Kuliszewski przekonuje, że nie wiedział nic o bliskim przyjacielu swojej żony. Podkreśla, że nic złego w ich małżeństwie się nie działo.

O tym mężczyźnie dowiedziałem się od przyjaciółki. Nic o romansie żony wcześniej nie wiedziałem. Nigdy jej nie groziłem, ani nie podniosłem na nią ręki - przekonuje. Zupełnie inny obraz małżeństwa wynika z nagrania, które otrzymaliśmy. Zostało zrobione półtora miesiąca przed zaginięciem kobiety.

"Najpierw rozwód, a potem mi powiesz, że to jest twój dom. Najpierw sprzedamy dom. Jesteś dziwką, k... i szmatą. Rozbiję ci zaraz tę szklankę na mordzie, wiesz? Chcesz mnie wyciulać, że bez grosza zostanę?" - słychać na nagraniu.  Pamiętam ten dzień. Ona sprowokowała tę rozmowę, nigdy się nie kłóciliśmy, może kilka razy, jak to w małżeństwie - komentuje Kuliszewski.

Siostra zmarłej jest pewna, że Czesław Kuliszewski jest zamieszany w śmierć kobiety.

To, że jak twierdzi kontaktował się z siostrą, to nie jest szukanie żony. Nieprawdą jest, że to on dzwonił w tej sprawie do mnie. To ja dzwoniłam do niego. Tak samo kłamstwem jest to, że był rano na policji i że to on prosił kuzyna o zgłoszenie zaginięcia. Każde kłamstwo wyjdzie na jaw. To wszystko było zaplanowane - przekonuje Mariola Wróbel.

Nie zabiłem żony - ucina krótko Czesław Kuliszewski.

Prokuratura wciąż oczekuje na wyniki sekcji zwłok kobiety. Od tego uzależnione jest dalsze śledztwo. Mąż kobiety wraz z synem obecnie przebywają w Londynie. Obawiają się wracać do Polski.