Szymon Hołownia zapowiedział, że chce wystartować w wyborach prezydenckich w 2020 roku. Deklarację złożył podczas spotkania w Teatrze Szekspirowskim w Gdańsku.
Jak podkreślił Hołownia, Gdańsk jest bardzo dobrym miejscem, gdzie można zaczynać nową rzeczywistość. W tym miejscu zacząć ją trzeba. Dobrze pamiętam, co działo się tutaj prawie rok temu. Kiedy we mnie, ale myślę też i tysiącach Polaków, coś pękło, kiedy widzieliśmy jak na scenie największej, najwspanialszej fabryki dobra w tym kraju Polak zabija Polaka (prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza). To coś, co wtedy pękło, zaczęło pękać we mnie wcześniej, bo widziałem to przecież w moim ukochanym kraju już po Smoleńsku, po tym, co zaczęło się z nami dziać po tej strasznej katastrofie - mówił dziennikarz.
Teatr Szekspirowski jest bardzo dobrym miejscem, żeby zakończyć hamletyzowanie - kandyduję, czy nie kandyduję - mówił Szymon Hołownia przed ogłoszeniem decyzji o starcie w wyborach prezydenckich.
Doskonale słyszę, co mówicie na moich spotkaniach autorskich: wojna, potrzask, nie ma wyjścia, wszyscy obrażeni. Polska szkoła kompromisu - kompromis to twoja kapitulacja - mówił Hołownia.
Przekonywał, że "lepszy świat na pewno nie powstanie z gadania". Zaznaczył, że prowadzone przez niego fundacje dobroczynne nauczyły go, że jak ludzie stoją nie koło siebie, ale ze sobą, "niemożliwe staje się możliwe". Popraw świat o centymetr, potem o kolejny i jeszcze o kolejny - apelował.
Argumentował, że polityka to dla niego jedno z narzędzi robienia tej zmiany, a "nie żadne bagno". Polityka jest po to, aby odkrywać w niej moc, która w niej tkwi - podkreślił.
Dobra polityka nie jest o demonstrowaniu siły, ale o tym, żeby pomagać ludziom odkrywać moc, jaka w nich siedzi - tłumaczył.
Zadeklarował, że chce Polski, w której każdy akt prawny jest oglądany pod kątem skutku dla klimatu, dla powietrza i dla wody. Chcę Polski rozmawiającej, w której atrybutem przywódców jest nie mównica, a stół - podkreślił Hołownia.
Przekonywał, że "to nie problem, a szczęście, że możemy być dzisiaj nie tylko Polakami, ale i Europejczykami".
Argumentował, że sytuacji w państwie nie będzie w stanie uzdrowić nikt, kto wywodzi się z partii.
Chcę Polski, w której wszyscy przestrzegamy reguł, w której nikomu, nawet prezydentowi, nie wolno chodzić na skróty przez trawnik. (...) Mówię to jako katolik: trzeba dziś w Polsce przeprowadzić przyjazdy rozdział Kościoła od państwa - deklarował Hołownia. Według niego tego wszystkiego nie może zrobić ktoś, kto wywodzi się z polityki. System się zawiesił, żeby się odwiesił, musi w nim zamontować bezpartyjny bezpiecznik - mówił. A potem ogłosił, że chce wystartować w przyszłorocznych wyborach prezydenckich.
Jego zdaniem prezydent w polskiej konstytucji nie jest "żadnym 'stróżem żyrandola', nie jest Sejmem, nie jest rządem". Nie może obiecać gruszek na wierzbie, a późnej zakładać ich hodowlę. Ale ma całe mnóstwo ustrojowych narzędzi do tego, by zrobić swoją najważniejszą robotę: być gwarantem tego, że zmieści się w tym kraju i wyborca PiS, PO, PSL, Konfederacji, Lewicy i innych partii - przekonywał.
Chcę się u was ubiegać o tę pracę. Pokornie proszę, żebyście powierzyli mi funkcję stróża naszej narodowej wspólnoty - podkreślił.
Nie wesprą mnie partyjne przelewy, struktury, machiny, wielki biznes. Nie potrzebuję ich - bo mam Was - stwierdził Hołownia. Pokażę Wam nasz pomysł na to, jak sprawić, żeby prezydent był nie testerem, a stróżem praworządności - zadeklarował. My naprawdę idziemy wygrać te wybory - dodał. Czas na człowieka, który przychodząc z dołu, naprawi to, co zostało zepsute od góry - tłumaczył.
Chodźcie ze mną - przekonywał. Zobaczycie, że 2020 rok to będzie rok, o którym kiedyś będziecie opowiadali swoim dzieciom - to wtedy w Polsce zaczął się XXI wiek - dodawał.