We wszystkich 16 województwach, w większości od 07:30 do 15:30, strajkowały w piątek szkoły i przedszkola. Z niepełnych danych, które spłynęły do ZNP, wynika, że do strajku przystąpiło około 37 proc. polskich placówek, czyli - jak podawał prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz - około 6,5 tysiąca.
Szkoły strajkowały we wszystkich 16 województwach w większości w godzinach 07:30-15:30, ale - jak zastrzegał Broniarz - godziny te mogły być przesuwane: w niektórych miejscach protest zaczynał się wcześniej lub kończył później.
Według szefa ZNP, najbardziej dynamicznie strajk przebiegał na Górnym i Dolnym Śląsku, Mazowszu i w Małopolsce. Np. w Sosnowcu strajkowały prawie wszystkie placówki.
Według Broniarza, protestem interesowali się kuratorzy i m.in. policja. Jak podał, najwięcej takich "interwencji" było w woj. śląskim. Wyjaśnił, że policjanci przychodzili do szkół i wypytywali m.in. o szczegóły protestu. Mam nadzieję, że wynikało to z obaw policji o bezpieczeństwo szkół i dzieci - dodał.
Mieliśmy również do czynienia z nagonkami ze strony władz kuratoryjnych. Kilku kuratorów wręcz zażądało list protestujących do wglądu. W tej chwili w wielu województwach trwa kontrola przeprowadzana przez organ nadzoru pedagogicznego w zakresie przebiegu strajku, realizacji postanowień wynikających z ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych i sprawdzająca, jak szkoły są do tego przygotowane i jak zabezpieczone jest bezpieczeństwo dzieci w protestujących placówkach - relacjonował w ciągu dnia.
Według Broniarza, również wielu samorządowców "szkalowało nauczycieli, grożąc im - za udział w proteście - odebraniem dodatku wiejskiego". Byli też dyrektorzy, którzy żądali od nauczycieli deklaracji, że nie wezmą udziału w proteście - powiedział.
Ale czymś, co nas głęboko zniesmacza (...), jest postawa przedstawicieli innych związków zawodowych - dodał Broniarz precyzując, że ma na myśli "prorządowe stanowisko" NSZZ "Solidarność", która "wpisuje się w nurt walki z ZNP".
Według Broniarza, m.in. działania "Solidarności", jak i władz samorządowych miały doprowadzić do sytuacji, że np. na Podkarpaciu placówki, które jeszcze w czwartek deklarowały przystąpienie do strajku, w piątek z niego zrezygnowały.
Dane o liczbie strajkujących podawane przez kuratoria były niższe niż szacunki ZNP. Niektóre szkoły czy przedszkola wycofały się z udziału w akcji przed piątkiem. Nie strajkowały szkoły w Kaliszu, Włocławku, Tomaszowie Mazowieckim, Piotrkowie Trybunalskim, Bełchatowie czy w Strzelcach Opolskich.
Nauczyciele biorący udział w proteście pojawili się w szkołach, ale nie prowadzili lekcji. Listy osób strajkujących zostały przekazane rano dyrektorom. Strajkujący najczęściej przebywali w pokojach nauczycielskich, gdzie rozmawiali, sprawdzali klasówki i zadania. Budynki szkół biorących udział w proteście zostały oflagowane.
Na Mazowszu - według kuratorium - protest trwał w 7,94 proc. szkół i przedszkoli. Nie było zgłoszeń rodziców, że dzieci pozostawiono bez opieki.
Według kuratorium w Wielkopolsce, w strajku brało udział 6 proc. szkół w regionie; do ogólnopolskiego protestu nie przystąpiły placówki m.in. w Kaliszu i Ostrowie Wielkopolskim. Według danych ZNP natomiast, strajkowało 400 placówek, czyli ok. 31 proc. W samym Poznaniu protestowali nauczyciele z 45 placówek.
Na Śląsku jako pierwsi o godz. 5 zastrajkowali pracownicy Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Chorzowie. Na godz. 11 Kuratorium Oświaty w Katowicach miało dane z blisko 2 tys. szkół (na ok. 3,4 tys.), w których do strajku przystąpiło ponad 500. Według zapowiedzi śląskiego okręgu ZNP, miało być to ok. 40 proc. szkół.
Według okręgu śląskiego ZNP, w kilku placówkach zdarzyło się, że strajk podjęli wszyscy nauczyciele lub nawet cała załoga (wraz z pracownikami administracyjnymi i obsługą). Według danych, były to m.in. Szkoła Podstawowa nr 11 w Siemianowicach Śląskich, tamtejsze Przedszkole nr 9, a także Gimnazja nr 4 i 11 w Bielsku-Białej.
W Łódzkiem do strajku - według ZNP - przystąpiło ok. 500 placówek edukacyjnych. W samej Łodzi w proteście wzięli udział nauczyciele z ponad 160 szkół - głównie gimnazjów, ale także dwie trzecie szkół podstawowych, nieliczne szkoły ponadgimnazjalne, przedszkola i poradnie pedagogiczno-psychologiczne. W strajku nie wzięły udziału szkoły z Tomaszowa Mazowieckiego, Piotrkowa Trybunalskiego i Bełchatowa.
W Opolskiem strajk prowadzony był w mniej więcej 150 z 961 szkół podstawowych, gimnazjów i przedszkoli. W wielu miejscach przyłączyła się do niego tylko część nauczycieli. W samym Opolu - 20 placówek, głównie podstawówek i gimnazjów. Do strajku nie przystąpiła żadna ze szkół w gminie Strzelce Opolskie.
W woj. warmińsko-mazurskim w proteście brały udział 134 z 1127 placówek, czyli niespełna 12 proc. Według kuratorium, były wśród nich szkoły, gdzie do strajku przystąpili wszyscy, i takie, gdzie strajkował jeden nauczyciel. Łącznie w proteście brało udział ok. 2 tys. osób: 10 proc. pedagogów w regionie. Inne dane miał miejscowy oddział ZNP - szacował on, że do protestu przystąpiło 150 z 210 szkół, które deklarowały w referendach, że wezmą w nim udział.
W Lubelskiem spośród 883 placówek oświatowych deklarację udziału w strajku złożyło 190, natomiast faktycznie przystąpiło do protestu 110. Strajkowało około 1700 pracowników oświaty - poinformował lubelski ZNP. W samym Lublinie spośród 158 placówek strajkowało 43.
Według szacunków zachodniopomorskiego ZNP, w proteście uczestniczyło 235 placówek z 875 szkół podstawowych, gimnazjów, liceów i przedszkoli. Do strajku przystąpiły w wyniku referendum 53 z 87 oddziałów ZNP na Pomorzu Zachodnim - w sumie ponad 4 tysiące osób. W samym Szczecinie protestowało 38 szkół, przedszkoli oraz ośrodków wychowawczych ze 161 placówek w mieście. 10 szkół wycofało się w ostatniej chwili z udziału w strajku.
W Koszalinie protestowało 50 proc. placówek oświaty. Pracownicy 16 szkół i przedszkoli w Kołobrzegu brali udział w proteście. W mieście w sumie jest 26 placówek oświatowych.
W Gryficach na 22 szkoły protest prowadziło 14, czyli ponad 330 nauczycieli z 420 zatrudnionych. W Nowogardzie protestowało przeszło 100 osób z 6 placówek oświatowych. 260 nauczycieli z 11 szkół brało udział w proteście w Policach.
Według informacji z gdańskiego ZNP, w strajku uczestniczyło około 4,5 tysiąca pracowników z 352 placówek oświatowych w Pomorskiem (wcześniej chęć udziału w strajku deklarowało o ponad 70 placówek więcej). W samym Gdańsku - według informacji przekazanych PAP przez wiceprezydenta miasta Piotra Kowalczuka - protestowało ok. 250 pracowników z ponad 40 placówek oświatowych działających na terenie miasta (w sumie jest ich 176). W Gdyni w strajku brali udział nauczyciele i inni pracownicy z 35 (na 103 istniejące) placówek.
Według danych ZNP, w województwie kujawsko-pomorskim protestowało 261 na 870 placówek oświatowych (30 proc.). Dane Kuratorium Oświaty w Bydgoszczy mówią o 205 szkołach na 2074, czyli 9,88 proc. Ze statystyk ZNP wynika, że strajkowało 5246 osób, według kuratorium 3447. Przedstawiciele Urzędu Miasta Torunia poinformowali, że strajk odbywał się w 40 na 70 podległych im publicznych placówek. Z danych Wydziału Edukacji i Sportu Urzędu Miasta Bydgoszczy wynikało, że strajk podjęli nauczyciele w 42 na 118 placówek. Normalnie odbywały się zajęcia we wszystkich szkołach we Włocławku. Przedstawiciele wojewódzkiego ZNP dodali, że w szkołach w tym mieście wywieszone zostały flagi z deklaracją solidarności z innymi nauczycielami, ale strajk aktywny nie został podjęty.
W Lubuskiem, według ZNP, do protestu przystąpiło ponad 2,3 tys. nauczycieli z ok. 195 przedszkoli, szkół podstawowych, gimnazjów i szkół średnich, co stanowi ok. 43-45 proc. placówek oświatowych w regionie. W Zielonej Górze strajk prowadzony był w ponad połowie placówek oświatach, a część rodziców zdecydowała się nie wysyłać dzieci do szkół. Z informacji naczelnika Wydziału Edukacji Urzędu Miasta w Gorzowie Wlkp. wynikało, że w tym mieście strajk w różnej skali prowadzony był w 27 proc. placówek. Naczelnik przyznał, że część rodziców, słysząc o proteście, nie posłała dzieci do szkół, ale trudno określić, jaka była skala absencji.
Lubuskie Kuratorium podało, że oceniając skalę protestu opiera się na danych uzyskanych od ZNP i że w proteście brało udział ok. 15 proc. nauczycieli.
Według Kuratorium Oświaty w Rzeszowie, na Podkarpaciu protest nauczycieli trwał w 60 placówkach, spośród niemal 2 tys. szkół. W proteście udział brało ponad 980 nauczycieli, co stanowi 2,5 proc. ogólnej liczby nauczycieli w regionie. Według podkarpackiego oddziału ZNP, w samym Rzeszowie na niemal 100 szkół do strajku przystąpiło 17, były to tylko gimnazja i szkoły ponadgimnazjalne. Nie strajkowała żadna rzeszowska szkoła podstawowa ani przedszkole.
Według danych kuratorium oświaty w Kielcach, nie było szkoły, w której protestowaliby wszyscy pedagodzy. Nauczyciele przystąpili do strajku w 48 z niemal dwóch tysięcy funkcjonujących w woj. świętokrzyskim placówek oświatowych. To przedszkole, siedem szkół podstawowych, 18 gimnazjów, dwie samodzielne szkoły średnie i 20 zespołów szkół. Strajkowało 874 nauczycieli. Najwięcej szkół brało udział w strajku w Kielcach, Starachowicach, Ostrowcu Świętokrzyskim, Jędrzejowie oraz powiatach: starachowickim i ostrowieckim.
W Starachowicach strajkowali nauczyciele w dwóch gimnazjach. Uczniowie jednego z nich uczestniczyli w nabożeństwach rekolekcji wielkopostnych, a ich nauczyciele przebywali w budynku szkoły. W drugiej placówce część zajęć odbywała się zgodnie z planem. W klasach, których nauczyciele strajkowali, młodzież miała zastępstwa z wyznaczonymi pedagogami w formie m.in. zajęć sportowych, projekcji filmów czy zajęć z doradztwa zawodowego.
W Kielcach z 21 placówek, które deklarowały wcześniej udział w strajku, protest rozpoczęło 11.
Według ZNP, w Świętokrzyskiem do strajku przystąpiło w piątek 1238 pracowników oświaty z 68 placówek. Wiceprezes zarządu okręgowego świętokrzyskiego Związku Nauczycielstwa Polskiego Stanisław Fidos powiedział PAP, że podczas szkolnych referendów przed strajkiem udział w proteście zadeklarowało 120 placówek z regionu. Kiedy przyszło do wpisywania się na listy, kto weźmie udział, poszły z tym informacje ze służb finansowych, że nauczyciele będą mieli potrącane z pensji, a także informacja z kuratorium by monitorować, kto, gdzie i jak strajkuje. Dlatego ta liczba spadła - powiedział.
Do 24 marca oddziały ZNP w ramach procedur sporu zbiorowego informowały dyrektorów szkół, przedszkoli i innych placówek oświatowych o terminie strajku. Od tego momentu dyrektorzy mieli czas na zorganizowanie pracy szkoły w dniu 31 marca. Niezależnie od tego ZNP prosił rodziców o wyrozumiałość i apelował, by w miarę możliwości pozostawili dzieci w domu. Zdajemy sobie sprawę, że to będzie zapewne dokuczliwe, kłopotliwe i problematyczne dla wielu rodziców - powiedział Sławomir Broniarz.
Podkreślił, że "strajk jest przede wszystkim w interesie ucznia, który jest istotą, podmiotem działalności edukacyjnej nauczyciela". Zaznaczył, że dla nauczycieli decyzja o strajku jest dramatycznym i trudnym wydarzeniem.
Mam nadzieję, że strajk będzie bardzo jasnym sygnałem ostrzegawczym dla rządzących, że edukacja jest najważniejszą dziedziną życia społecznego, dotyczy nas wszystkich, a nie tylko ministra edukacji i nauczycieli. Nie można inwestować w edukację niszcząc ją - ocenił Broniarz.
Decyzję o przeprowadzeniu w piątek ogólnopolskiego strajku nauczycieli i pracowników oświaty Zarząd Główny ZNP podjął na początku marca. Związek domaga się deklaracji, że do 2022 roku w szkole nie będzie zwolnień ani nauczycieli, ani pozostałych pracowników, i że do tego czasu żadnemu z nich warunki pracy nie zmienią się na niekorzyść, nie zostanie im też obniżone wynagrodzenie. Związek chce również podniesienia zasadniczego wynagrodzenia nauczycieli o 10 proc.
Broniarz podkreślił, że żądania ZNP mieszczą się w zakresie spraw, o które może toczyć się spór zbiorowy.
Prezes ZNP pytany był, czy w strajku tak naprawdę nie chodzi o wdrażaną reformę edukacji, odpowiedział, że postulat dotyczący zachowania miejsc pracy i niepogorszenia warunków pracy jest konsekwencją zapowiedzianych zmian. Związek wielokrotnie podawał, że według jego szacunków w wyniku reformy pracę strącić może nawet 37 tys. nauczycieli, a część z nich choć formalnie zatrudniona będzie miała tylko jedną osiemnastą, dwie, trzy lub cztery osiemnaste obecnego wymiaru pracy.
Broniarz zwracał uwagę, że choć MEN im bliżej strajku, tym częściej mówi o podwyżkach dla nauczycieli, to nie podaje, ile wyniosą koszty reformy. Nie chcemy by koszty tego rodzaju przedsięwzięcia jak reforma tudzież wzrost naszych wynagrodzeń były dodatkowym obciążeniem dla samorządów - zaznaczył.
Mówił także, że jego ocenie reforma stanie się faktem dopiero 1 września 2017 roku, gdy uczniowie zaczną się uczyć zgodnie z nową podstawą programową w nowych typach szkół. W dniu dzisiejszym nic faktycznie poza uchwałami samorządów (o dostosowaniu sieci do nowych typów szkół) nie wydarzyło się - zaznaczył.
Broniarz poinformował, że niezależnie od przygotowań do strajku trwała akcja na rzecz przeprowadzenia obywatelskiego referendum w sprawie wprowadzenia reformy. Podał, że pod wnioskiem o jego przeprowadzenie zebrano ponad 600 tys. podpisów.
O tym, czy referendum edukacyjne się odbędzie, zdecyduje Sejm w głosowaniu nad wnioskiem w tej sprawie. Aby złożyć taki wniosek, przedstawiciele inicjatywy obywatelskiej muszą złożyć w Sejmie minimum 500 tys. podpisów popierających zorganizowanie referendum. Pytanie, jakie komitet referendalny chce zadać Polakom, brzmi: "Czy jest pan/pani przeciwko reformie edukacji, którą rząd wprowadza od 1 września 2017 roku".
Minister edukacji narodowej Anna Zalewska, pytana o zaplanowany na 31 marca strajk wielokrotnie podkreślała, że nie jest stroną tego sporu zbiorowego. Zaznaczała, że zgodnie z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 1997 roku, stroną sporu zbiorowego jest bezpośredni pracodawca, czyli nie jest nim ani samorząd, ani MEN. Bezpośrednim pracodawcą nauczyciela jest dyrektor jego szkoły.
W czwartek powtórzyli to wiceministrowie edukacji Marzena Machałek i Maciej Kopeć. Machałek przypomniała, że kwietniu przedstawiony ma zostać harmonogram podwyżek dla nauczycieli oraz, że będą one "zdecydowane", nauczyciele będą z nich "zadowoleni". Dodała, że zmiany wynagrodzeń, które będą uzgadniane z premier Beatą Szydło, rozpoczną się w 2018 roku.
Odbywający się dziś ogólnopolski strajk zorganizowany przez ZNP nie będzie pierwszym takim protestem w oświacie w Polsce po 1989 roku. Po raz ostatni po taką formę protestu sięgnięto w 2007 roku - wówczas odbył się dwugodzinny strajk ostrzegawczy - i w 2008 roku, kiedy przeprowadzono strajk jednodniowy.
(az, mpw)