Dwugodzinny strajk ostrzegawczy, zorganizowany przez zakładową NSZZ "Solidarność" w Miejskim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym w Łodzi, sparaliżował miasto o poranku. Na ulice nie wyjechało trzy czwarte miejskich autobusów i tramwajów. "Solidarność" w MPK domagała się realizacji ubiegłorocznego porozumienia z zarządem w sprawie podwyżki płac.
Jak poinformował rzecznik prasowy MPK Bogumił Makowski, nie wiadomo dokładnie, ile osób wzięło udział w zakończonej o szóstej rano akcji strajkowej. Dokładne dane podane zostaną koło południa. Wtedy też znane będą wstępne straty, jakie spowodowała dzisiejsza akcja - wyjaśnił.
MPK nie zorganizowało komunikacji zastępczej, bo - jak zaznaczył rzecznik spółki - oceniono, że nie ma takiej potrzeby. Każdego ranka na trasy wyjeżdża w Łodzi ponad 500 tramwajów i autobusów komunikacji miejskiej.
O godzinie szóstej, a więc w chwili zakończenia strajku, sytuację sprawdzała reporterka RMF FM Agnieszka Wyderka:
Działacze "Solidarności" domagają się realizacji ubiegłorocznego porozumienia z zarządem w sprawie podwyżki płac. Według szefa związku, powinny one wynieść 140 złotych dla każdego pracownika. Według zarządu spółki, porozumienie przewidywało wypłatę 100 złotych podwyżki.
Zarząd chce od początku realizować to porozumienie, ale bez zgody "Solidarności" nie mógł do tej pory uruchomić płatności. Szef zakładowej "S" podpisał porozumienie, a teraz na każdym spotkaniu podaje inne kwoty, inne żądania. Nie bierze pod uwagę możliwości finansowych firmy i tego, do czego się zobowiązał - twierdzi Bogumił Makowski.
"Solidarność" w MPK zrzesza 530 pracowników spośród ponad 2,8 tysiąca wszystkich zatrudnionych. Protestu nie popierały - według władz spółki - pozostałe związki zawodowe, gotowe podpisać wynegocjowane porozumienie w sprawie podwyżki.