Pierwsza w IV RP komisja śledcza zaczęła pracę. Posłowie mają prześwietlić sektor bankowy i procesy prywatyzacyjne od początków transformacji. Zapowiadają się długie miesiące sejmowego spektaklu, który może się zakończyć sążnistym raportem i... niczym więcej. Tak jak w przypadku poprzednich komisji, chociażby do spraw PZU.
Wszak komisja, która prześwietlała działalność największego polskiego ubezpieczyciela, może się "pochwalić" jedynie sążnistym raportem, który teraz i tak jest już tylko makulaturą. Śledczy stawiali spółce PZU wręcz absurdalny zarzut, że próbowała maksymalizować swoje zyski. Zwrócili się także z postulatem do ministra skarbu, aby ten wystąpił do sądu o unieważnienie umowy prywatyzacyjnej PZU podpisanej przez rząd Buzka oraz Eureko.
Nie znalazła się jednak żadna renomowana kancelaria prawna specjalizująca się w prawie gospodarczym, która uznałaby ten postulat za racjonalny. A i sami członkowie komisji uznali swoje koncepcje za bezwartościowe, bo jakoś do nich nie wracają… Nie pamięta o nich chociażby szef klubu Przemysław Gosiewski, który w komisji – przypomnijmy – grał pierwsze skrzypce. Teraz przecież bez trudu mógłby coś wskórać u PiS-owskiego ministra skarbu.
Komisja w raporcie końcowym chciała także postawić przed Trybunałem Stanu byłą minister skarbu Aldonę Kamelę-Sowińską. I co? I nic.