"Gdybym miał numer do pani premier albo ministra obrony od razu bym zadzwonił i poprosił o pomoc wojska. Od soboty podkreślaliśmy, że sami nie jesteśmy w stanie sobie poradzić ze skutkami tej nawałnicy. Wojsko było potrzebne w sobotę rano" - mówi w rozmowie z RMF FM sołtys Rytla Łukasz Ossowski. Rytel to jedna z najbardziej poszkodowanych miejscowości po wichurach, które zdewastowały region w nocy z piątku na sobotę. Jedyną osobą, która mogła wnioskować do ministerstwa obrony narodowej o wsparcie wojsk, był wojewoda pomorski - Dariusz Drelich. To on reprezentuje rząd w terenie, na Facebooku chwali się zdjęciem z Antonim Macierewiczem. Tym razem nie skorzystał jednak ze znajomości z ministrem, wniosek o wsparcie wojska złożył dopiero w poniedziałek. Jego decyzję i działania podległych mu urzędników oceni premier Beata Szydło - dowiedział się dziennikarz RMF FM Patryk Michalski. Do takiej oceny dojdzie po zakończeniu akcji pomocy.
Wojewoda prawdopodobnie już w sobotę z samolotu, oglądał teren i sprawdzał, jak wyglądają zniszczenia - mówi Łukasz Ossowski, sołtys Rytla. I przypomina, że to wojewoda jest jedyną osobą uprawnioną do tego, żeby złożyć wniosek do premier o wprowadzenie stanu klęski żywiołowej lub wniosek o pomoc wojska do ministerstwa obrony narodowej.
Nie wiem jakiej oceny dokonał podczas lotu, ale przedstawiciel wojewody, jego zastępca, pojawił się w Rytlu w poniedziałek. A my od soboty rano mówiliśmy, że nie jesteśmy w stanie sobie sami poradzić. Gdybym jako sołtys, miał numer do pani premier lub ministra obrony, od razu zadzwoniłbym z prośbą o pomoc, na pewno bym się nie zawahał. Bo my mieszkańcy widzieliśmy, jak wyglądały lasy przed nawałnicą i jak wyglądają teraz. Pomoc wojska była potrzebna w sobotę rano, a nie wtedy kiedy się pojawiła - dodaje.