Już dziś nasi południowi sąsiedzi zagłosują za lub przeciw członkostwu Słowacji w Unii Europejskiej. Podobnie jak w Polsce referendum będzie dwudniowe, z tą różnicą, że tam to już tradycja. Aby plebiscyt był ważny, do urn musi pójść połowa uprawnionych do głosowania.
Wielu Słowaków wciąż nie wie, czy pójdzie głosować. Zdecydowani na udział w plebiscycie nie widzą z kolei, czy zagłosują "za", czy "przeciw".
Kampania prowadzona przez rząd, nie zdołała pokazać naszym południowym sąsiadom, jakie konkretne korzyści będzie miał ich kraj z przystąpienia do Unii. A rząd chwytał się różnych sposobów. Np. kilka dni temu każdy posiadacz telefonu komórkowego, a większość Słowaków je posiada, otrzymał SMS z przypomnieniem o referendum.
Na ulicach słowackich miast trudno jednak znaleźć jakieś oznaki zbliżającego się plebiscytu. Media obszernie za to informowały o tym, że przywódcy wszystkich ugrupowań parlamentarnych – tych tworzących rząd i opozycyjnych – zaapelowali o pójście do głosowania.
Co więcej, zaapelował o to także stojący na czele HZDS były prezydent Słowacji, oskarżany o doprowadzenie do wieloletniego zapóźnienia Słowacji Vladimir Mecziar.
Dotychczas referenda unijne odbyły się na Malcie, Węgrzech, Liwie i w Słowenii. Wszystkie te kraje opowiedziały się za przystąpieniem do UE. W Polsce referendum odbędzie się 7 i 8 czerwca.
FOTO: Archiwum RMF
03:00