Dyrektor spółki Autosan, który 20 minut spóźnił się z ofertą firmy w przetargu na autobusy dla wojska, nie współpracował z konkurencją. Jak ustalił reporter RMF FM, taki wątek wykluczyła prokuratura prowadząca śledztwo w sprawie skandalu sprzed roku.

Prowadzący sprawę śledczy największy problem mają teraz z ustaleniem, czy zaniechanie byłego dyrektora doprowadziło do szkody finansowej w spółce, a jeśli tak - w jakiej wysokości. Postępowanie dotyczy właśnie wyrządzenia przez niego szkody znacznych rozmiarów. Okazuje się jednak, że dotąd nie udało się jej obliczyć.

Problem polega na tym, że startując w przetargu Autosan musiałby wygrać postępowanie - co wcale nie było pewne, potem musiałby dostarczyć autobusy, a ostatecznie na tym zarobić.

Śledztwo przedłużono o kolejne trzy miesiące, będzie więc trwało co najmniej rok.

W lipcu ub. roku Autosan starał się o start w przetargu na autobusy dla wojska, jednak jego ofertę odrzucono, bo została złożona 20 minut po czasie. Co więcej, po tej wpadce władze spółki w żaden sposób nie walczyły o umożliwienie udziału w postępowaniu. W efekcie do przetargu wystartował tylko jeden dostawca - niemiecka firma MAN - i to ona wygrała postępowanie.

Autosan jest jedną z najstarszych polskich fabryk. 30 marca 2016 roku fabrykę autobusów przejęło konsorcjum spółek PIT-RADWAR i Huta Stalowa Wola, należących do Polskiej Grupy Zbrojeniowej.

(mpw)