Ostatnia grupa ambasadorów, którą będę wzywał do kraju, to ci, którym skończyły się kadencje. Prezydent obiecał mi, że w takich przypadkach nie będzie robił trudności. Niestety czekam, póki co nadaremnie, na podpisanie ich odwołań - powiedział w sobotę szef MSZ Radosław Sikorski.
Sikorski pytany był pytany na sobotniej konferencji prasowej o współpracę z Kancelarią Prezydenta przy odwoływaniu i powoływaniu ambasadorów.
Kancelaria Prezydenta bierze udział w głosowaniach konwentu (Służby Zagranicznej - red.) ustanowionego stosunkowo niedawno na podstawie ustawy PiS-owskiej, która miała dać większe uprawnienia prezydentowi, po czym udają, że w tym nie biorą udziału i że decyzje, o których są informowani, są im nieznane; nie rozumiem tego - powiedział Sikorski.
Od pół roku ślę wnioski o odwołania, powołania, jeszcze nie mam ani jednego podpisu prezydenta, a Polska dyplomacja musi przechodzić rotację - podkreślił.
Szef polskiej dyplomacji zwrócił uwagę, że ambasadorom "kończą się kadencje". Powiedział, że ostatnia grupa ambasadorów, którą będzie wzywał do kraju "to są wszystko ludzie, którym się skończyły kadencje". Prezydent mi obiecał, że w takich wypadkach nie będzie robił trudności. Niestety czekam póki co nadaremnie - stwierdził.
Pod koniec kwietnia szef MSZ, przedstawiając w Sejmie zadania polskiej polityki zagranicznej na 2024 r., podkreślił, że "rotacja w służbie dyplomatycznej jest procesem naturalnym". Mówił, ze proponowane przez niego zmiany mają objąć kilkudziesięciu ambasadorów i stałych przedstawicieli. Większość z nich i tak podlegałaby rotacji, ponieważ na placówkach przebywają już od kilku lat - powiedział Sikorski.
Zapowiedział, że "część z tych osób pozostanie w ministerstwie". Ale część niekompetentna, nieznająca języków obcych, nieumiejętnie zarządzająca placówkami i niezdolna do godnego reprezentowania kraju - nie powinna już nigdy postawić stopy w MSZ - powiedział szef dyplomacji.
Również wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Szejna na początku maja w rozmowie z PAP zapewnił, że zmiany w ambasadach są w toku i czekają na decyzję prezydenta. Jak mówił, wnioski o odwołania ambasadorów spłynęły lub spływają do prezydenta Andrzeja Dudy.
W czwartek sejmowa komisja spraw zagranicznych pozytywnie zaopiniowała kandydaturę Jacka Najdera na ambasadora RP przy NATO. Tego samego dnia prezydent Andrzej Duda poinformował, że kandydatura Najdera nie była z nim konsultowana i przez niego zaakceptowana, co uważa za złamanie dotychczasowej procedury. Dodał, że Polskę przed NATO reprezentuje przede wszystkim prezydent RP i oczekuje, że to on będzie przedstawiał premierowi kandydata na polskiego ambasadora przy NATO.
Sikorski, odnosząc się do tej sprawy w rozmowie z dziennikarzami w Londynie, powiedział, że dziwi się wyrażanemu przez prezydenta zaskoczeniu. Przypomniał, że oprócz poinformowania prezydenta drogą oficjalną o kandydaturze Najdera, także osobiście z nim rozmawiał na ten temat. Pan prezydent zresztą sam z siebie komplementował mojego kandydata - dodał Sikorski.
Szef MSZ powiedział, że nie rozumie zdziwienia prezydenta Dudy także dlatego, że w ministerstwie spraw zagranicznych ambasadorowie i przedstawiciele służą trzy do czterech lat, a - jak relacjonował - podczas jednego ze spotkań prezydent powiedział, że nie ma nic przeciwko odwoływaniu tych, którzy mają staż powyżej czterech lat.
W skład Konwentu Służby Zagranicznej wchodzą: minister właściwy do spraw zagranicznych, szef Służby Zagranicznej; przedstawiciel Kancelarii Prezydenta RP i przedstawiciel Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Od tego jest konstytucja RP. To rzeczywiście prezydent ma prerogatywy. Konstytucja jest po to, żeby jej przestrzegać - w ten sposób gość piątkowej Rozmowy w południe w Radiu RMF24 Jan Piekło skomentował spór między rządem a prezydentem.
Minister Sikorski wykazuje daleko idącą cierpliwość, bo jest świadomy, że czeka go ewentualnie nowe stanowisko po wyborach do PE, o tym się głośno mówi, czyli komisarza ds. obrony Europy, a żeby nim zostać musi zgodnie z prawem mieć błogosławieństwo prezydenta Dudy - ocenił Jan Piekło.