Gdy jedną ręką odbierali sobie przywileje VIP-owskie, drugą załatwiali kolejne. Kancelaria Sejmu wykupiła za niemal 400 tys. zł rocznie abonament dla posłów w szpitalu MSWiA przy Wołoskiej w Warszawie.
W lipcu ubiegłego roku Sejm z bólem – i pod naciskiem opinii publicznej - odebrał ok. 4 tys. wybrańców (parlamentarzystom, ministrom, wojewodom i ich rodzinom) przywileje zdrowotne. Medyczne luksusy dla wybranych miały zniknąć raz na zawsze. Ale inwencja posłów nie zna granic.
Już pod koniec września ubiegłego roku - czyli dwa miesiące po tej trudnej decyzji -posłowie SLD dopytywali się szefa Kancelarii Sejmu, co by tu zrobić, by nie leczyć się w publicznych przychodniach i szpitalach. Wszystko odbyło się po cichu, za zamkniętymi dla dziennikarzy drzwiami sejmowej Komisji Regulaminowej. Rozwiązanie szybko znaleziono – kancelaria ogłosiła tzw. przetarg z wolnej ręki na specjalną opiekę dla posłów.
I już od stycznia posłowie – ale bez rodzin – wracają do szpitala MSWiA, gdzie standardem są pokoje jednoosobowe z łazienkami i telewizją w środku. Usługa obejmuje świadczenia w razie nagłych zachorowań i wypadków podczas posiedzeń Sejmu. Szef Kancelarii Sejmu zastrzega, że stało się tak na wyraźne życzenie posłów.
Wczoraj informowaliśmy, że zapracowani posłowie zafundowali sobie aż trzy tygodnie zimowych ferii. Gdy wrócą do Warszawy, zabiorą się do ciężkiej pracy, a w ministerialnej przychodni był tłok, to zawsze jest jeszcze prezydencka. Tam też posłowie mają wykupione usługi. Muszą przecież dbać o zdrowie. Zwykli ludzie zawsze mogą liczyć na dobre, stare zadłużone ZOZ-y.