PO ma problem z wykluczonymi politykami. Formalnie są wciąż w klubie, a procedura odwoławcza się przeciąga - podaje w piątek "Rzeczpospolita".
Jeden z największych w tej kadencji kryzysów w szeregach opozycji rozpoczął się 10 stycznia. Późnym wieczorem Sejm przystąpił do głosowań nad dwoma obywatelskimi projektami aborcyjnymi: liberalizującym obecne przepisy, autorstwa Barbary Nowackiej, i zaostrzającym, wniesionym przez Kaję Godek - czytamy w artykule "Rz".
Zarząd PO usunął z partii Joannę Fabisiak, Marka Biernackiego i Jacka Tomczaka. Głosowali bowiem za projektem Godek. Okazuje się jednak, że status tej trójki nie jest wcale jasny. By się o tym przekonać, wystarczy zajrzeć na stronę sejmową.
Tam przy nazwiskach Fabisiak, Biernackiego i Tomczaka wciąż znajdują się litery "PO". I to mimo tego, że w praktyce nie są członkami klubu. Tomczak i Biernacki mówią "Rzeczpospolitej", że nie dostają klubowych SMS-ów i nie są zapraszani na posiedzenia. Nie korzystają z praw członka Platformy, nie biorą udziału w naszych spotkaniach i wyjazdach - mówi "Rz" rzecznik PO Jan Grabiec.
Zdaniem rzecznika dzieje się tak, bo decyzja o wykluczeniu z partii była też decyzją o wykluczeniu z klubu. Dlaczego więc Platforma nie poprosiła Kancelarii Sejmu o uwzględnienie tego na stronach internetowych? Bo zdaniem rzecznika trwa procedura odwoławcza. Posłowie wystąpili z listem, który jest formą odwołania - mówi Grabiec.
Problem w tym, że wyrzucona trójka od początku zapowiadała, że nie będzie się odwoływać. Głosowanie w sprawach sumienia nie powinno podlegać dyscyplinie - mówi "Rzeczpospolitej" Marek Biernacki. Napisaliśmy do zarządu pismo wyjaśniające nasze stanowisko. Zasugerowaliśmy zmianę decyzji. Jednak nie jest to odwołanie, bo ono byłoby skierowane do sądu koleżeńskiego - dodaje.
Jak informuje gazeta, inaczej uważają jednak władze partii, a to nie koniec zagadek związanych z rzekomą procedurą odwoławczą. Przykładowo - nie wiadomo, kiedy się ona zakończy. Tego punktu nie ma w programie najbliższych posiedzeń zarządu - mówi Grabiec.
"Rzeczpospolita" informuje, że w nieoficjalnych rozmowach z członkami klubu PO często można usłyszeć: zarząd zaplątał się we własne nogi.
Uwikłał się w sytuację, z której nie potrafił wybrnąć - mówi jeden z polityków PO. Sprawa jest wyjątkowo trudna do zaakceptowania przez elektorat zwłaszcza w przypadku Marka Biernackiego. To przecież dwukrotny były minister, którego przedstawialiśmy jako wybitnego eksperta od służb - zauważa.
W klubie PO często mówi się też o naciskach, które na władze partii wywierają stronnicy wykluczonych posłów.
(ph)