Biznesmen Ryszard Krauze interweniował telefonicznie u prezydenta Lecha Kaczyńskiego, gdy w połowie lipca Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego przyszła przeszukać jego biuro – informuje „Gazeta Wyborcza”. Po tej rozmowie ABW dostała rozkaz wycofania się.
Krauze przyjmował chińską delegację, gdy dowiedział o wejściu ABW i o tym, że funkcjonariusze chcą go przesłuchać. Biznesmen zatelefonował wtedy na prywatną komórkę prezydenta Lecha Kaczyńskiego i rozmawiał z nim około 15 minut. Jak mówią pracownicy Krauzego była to niezwykle skuteczna interwencja. Po tej rozmowie dowodzący akcją oficer ABW dostał telefon, w wyniku którego polecił swoim ludziom się wycofać. Jeden z najbogatszych ludzi w Polsce został tylko poproszony, aby stawił się następnego dnia w warszawskiej prokuraturze – opowiada „Gazecie Wyborczej” jeden z pracowników firmy Prokom.
Kancelaria Prezydenta przyznaje jedynie, że telefon był, ale Kaczyński nie interweniował. Rzeczywiście pan Krauze telefonował do pana prezydenta. Ale nie było żadnej 15-minutowej rozmowy. Ta rozmowa trwała minutę i została zakończona przez pana prezydenta jako niestosowna. Pan prezydent nie podjął żadnej interwencji - wyjaśnia prezydencki minister Michał Kamiński.
Kilka dni temu prokuratura postawiła zarzut i nakaz aresztowania Krauzego. Jak powiedział prokurator krajowy Dariusz Barski zarzuty wiążą się ze sprawą przecieku z akcji Centralnego Biura Antykorupcyjnego w resorcie rolnictwa.