"Lekarz ma leczyć, a nie liczyć recepty", "Dzisiaj recepty, a jutro szwy dla chirurga", "Pracę lekarzy reguluje prawo, a nie tweety ministra" - pod takimi hasłami przed Ministerstwem Zdrowia protestowali medycy z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Domagali się zniesienia limitu na wystawianie e-recept. Na początku lipca ograniczenia wprowadził minister Adam Niedzielski.
Od 3 lipca lekarz w ciągu 10 godzin pracy może przyjąć do 80 pacjentów i przepisać nie więcej niż 300 recept. Limity mają według resortu zdrowia zapobiegać nadużyciom. Lekarze alarmują jednak, że regulacje utrudniają im pracę. Domagają się też wskazania, na jakiej podstawie prawnej je wprowadzono.
W środę minister zdrowia poinformował, że wyłączył z limitu recepty refundowane. Zdaniem medyków nie rozwiązuje to problemu. Szefowa OZZL Grażyna Cebula-Kabat ostrzega, że medycy - zamiast poświęcać czas pacjentom - będą teraz liczyć wystawiane recepty.
Sebastian Goncerz - szef Porozumienia Rezydentów - zwraca uwagę, że nadal decyzja ministra nie ma podstawy prawnej. Dalej mogą być sytuacje zniuansowane i krytyczne - zwraca uwagę.
Lekarzy twierdzą, że resort zdrowia powinien - zamiast wprowadzać limit dla wszystkich - opracować standardy świadczeń telemedycznych i tam opisać możliwość wystawiania recept przez tzw. receptomaty.
Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasz Jankowski ocenił w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", że wprowadzone przez resort zdrowia ograniczenia, które miały ukrócić nadużycia, nie zadziałały. Receptomaty działają nadal, tylko wystawiają recepty z opóźnieniem albo używają certyfikatów większej liczby lekarzy. Zaproponowaliśmy inne rozwiązanie: zablokowanie możliwości wystawienia e-recepty tylko po wypełnieniu przez pacjenta internetowego formularza. Zawsze powinna być tele- lub wideoporada. Czekamy na ruch ministerstwa - podkreślił Jankowski.