W Biebrzańskim Parku Narodowym strażakom udało się opanować pożar. Ogień się nie rozprzestrzenia, nie ma nowych zarzewi, trwa dogaszanie.
W nocy nad Biebrzą działało prawie 150 strażaków. W ciągu dnia do akcji wracają główne siły - to nawet 300 funkcjonariuszy.
Ich praca będzie polegać teraz na wyszukiwaniu punktów, gdzie w podłożu jeszcze tli się żar i dogaszaniu tych miejsc. Na szczęście w parku nie ma już ognia na powierzchni - to udało się opanować, ale jest sporo miejsc, gdzie może pojawić się ponownie ogień, który tli się pod powierzchnią.
Teraz strażacy będą przeszukiwać te miejsca osobiście i dogaszać ogień w punktach, które wskażą kamery termowizyjne zawieszone na dronach.
Trzeba dojść do każdego miejsca, gdzie się żarzy, gdzie jest jakiś lekki dymek, który świadczy o tym, że jest gorąco, lub też gdzie kamera termowizyjna wskaże nam punkt, który ma podwyższoną temperaturę i trzeba go przelać wodą - mówi młodszy brygadier Marcin Janowski.
Najwięcej takich miejsc jest w lasku Wrocenskim, czyli części parku koło miejscowości Wroceń. Co ważne, jest to miejsce otoczone bagnami i rozlewiskiem, wiec ogień - nawet jeśli powróci - nie może się przenieś na inne części parku.
Akcja dogaszania pożaru może potrwać wiele dni.
Pożar w tzw. basenie środkowym Biebrzańskiego Parku Narodowego według danych na środę objął ok. 6 tys. ha bagiennych łąk i lasów. Według ocen służb parkowych i strażaków prawie pewne jest, że pożar powstał wskutek wypalania traw.