W Polsce istnieją dziesiątki fundacji i stowarzyszeń, które pomagają najuboższym. W dobie kryzysu, wciąż rosnącej inflacji, kosztów energii - a za chwilę także ogrzewania - mówią wprost: zimą nie damy sobie rady. Nasza reporterka Anna Zakrzewska rozmawiała z przedstawicielami trzech największych takich organizacji w Warszawie. Pytała, jaki plan mają na najbliższe miesiące i czy jest nadzieja na to, że jakoś przetrwają ten sezon.
Rosnące od kilku miesięcy rachunki przerażają wszystkich, ale w przeciwieństwie do przedsiębiorców organizacje pomocowe nie podniosą cen za produkt czy usługę. Usługi, jakie świadczą najbardziej potrzebującym, wykonują rękoma wolontariuszy, a fundusze pozyskują najczęściej od ludzi dobrej woli. W obecnej sytuacji to za mało.
Ze strachem w oczach patrzymy na nadchodzącą zimę. Już dziś wiem, że rachunek za prąd wzrośnie mi z 7 do 30 tysięcy. Oczywiście jeśli inne rzeczy nie wzrosną, bo tylko sam przesył wzrósł nam o 677 procent - mówi Adriana Porowska, prezeska Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej.
Podobne odczucia ma także Stowarzyszenie MONAR.
Butla z gazem podrożała dziś dwukrotnie. Jeżeli ktokolwiek ogrzewa schronisko piecem węglowym, to to są zwyżki kosztów dwu-, trzy-, a nawet czterokrotne - dodaje dyrektorka Praskiego Centrum Pomocy Bliźniemu MONAR-MARKOTKI, Katarzyna Lisiecka.
Ponadto, z pomocy schronisk korzysta coraz więcej osób.
Okresy letnie pozwalały nam zaoszczędzić trochę środków, które były wykorzystywane potem w okresie jesienno-zimowym. W tej chwili te środki na bieżąco są w zasadzie w takim samym stopniu wykorzystywane. Sytuacja robi się naprawdę bardzo, bardzo trudna - mówi Paweł Korliński ze Stowarzyszenia MONAR.
Organizacje mówią więc wprost: bez pomocy rządu i wsparcia finansowego - niektóre schroniska tej zimy będą pozbawione ogrzewania a może nawet i elektryczności.
Z trudną sytuacją mierzy się także Fundacja Kapucyńska, która od lat każdego dnia rozdaje na Starym Mieście ciepłą zupę bezdomnym i potrzebującym.
Do nas akurat te faktury jeszcze nie przyszły. Jest w nas oczywiście pewien strach, ale robimy wszystko, by pozyskać pieniądze na to, czego potrzebujemy. Widzimy, że tych ludzi, którzy przychodzą do nas po pomoc, jest coraz więcej. Na ten moment przychodzi do nas każdego dnia około 600 osób. Zimą tych osób będzie na pewno więcej. Robimy wszystko, żeby się do tego przygotować, chociaż wiemy, że każdy dzień przynosi co innego i nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć - mówi prezes Fundacji Kapucyńskiej Katarzyna Tsiantos.
Każda organizacja, która pomaga ubogim, ma oczywiście z góry zaplanowany budżet. Problem w tym, że jest on rozpisywany rok albo dwa lata wcześniej - a więc przy zupełnie innych stawkach za prąd czy gaz. Jak mówi prezeska KMPS, organizacjom mógłby pomóc udział w konkursie organizowanym przez stołeczny ratusz, który zakłada wsparcie dla takich podmiotów. Problem w tym, że jednym z warunków jest rozpisanie budżetu na najbliższe dwa lata, a to nie jest takie proste.
W tej chwili ja nie jestem w stanie zaprojektować takiego budżetu, bo ja nie wiem, ile będę płaciła za prąd w styczniu, ile będę płaciła za gaz w styczniu. Co więcej, ja nawet nie wiem, czy ten gaz w ogóle będzie! - alarmuje Adriana Porowska.
W niektórych miejscach już dziś zaczyna brakować pieniędzy na podstawowe rzeczy.
Dostaję sygnały od różnych schronisk na terenie kraju, że budżety, które mieli rozplanowane na ten rok, są na wyczerpaniu albo już są wyczerpane - mówi Korliński.
Jak mówią osoby, z którymi rozmawiała nasza reporterka, nie ma też mowy o żadnych oszczędnościach, bo i tak organizacje żyją na co dzień bardzo skromnie.
Jedyne co mogę zrobić, to zwolnić wszystkich pracowników. Bo to jest jedyna oszczędność na jaką będzie nas stać. Ja nie mogę wyłączyć prądu, nie mogę wyłączyć ogrzewania. Po prostu zostanę pewnie tu z setką osób w tym jednym budynku. I to jest jedyne rozwiązanie, jakie ja widzę na ten czas - przyznaje Adriana Porowska.
Co więc będzie, jeśli nic się nie zmieni?
Będą organizacje, które będą musiały zamknąć swoje drzwi, bo nie będą w stanie funkcjonować. Ja tym ludziom będę w stanie zaproponować w zasadzie to samo, co mają na pustostanach, czyli po prostu mury bez oświetlenia i bez ogrzewania. Ale jeśli znikną tego typu placówki, no to gdzie my pójdziemy? Będziemy mieszkać na dworcu? Będziemy leżeć w centrum miasta i umierać? Bo ja innego rozwiązania nie widzę - podsumowuje Porowska.
O to, czy miasto mogłoby wesprzeć takie organizacje, zapytaliśmy rzecznika warszawskiego ratusza.
Miasto bardzo prężnie pomaga wszelkim NGO-som, także tym, które wspierają osoby najuboższe. Przede wszystkim wynajmujemy lokale po stawkach preferencyjnych, czyli wymagających minimum, aby pokryć koszty administracyjne. Łącznie mamy w mieście 900 takich lokali, ponad połowa znajduje się w samym Śródmieściu. I to jest podstawowa pomoc, jaką świadczymy. Po drugie, mamy także dotację, jakie przekazujemy na rzecz organizacji pozarządowych. Zazwyczaj te dotacje są kilkuletnie. Obecnie obowiązujące przepisy nie pozwalają nam jednak na to, żeby w trakcie okresu, na jaki zostały one przyznane, je waloryzować - tłumaczy Jakub Leduchowski z biura prasowego m.st. Warszawy.
A co z pozostałymi organizacjami, które mają lokale na własność i potrzebne im zupełny inny rodzaj wsparcia? Próbowaliśmy zapytać o to Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej. Niestety, do czasu publikacji tego artykułu nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.