Nie będziemy pisać ustawy umożliwiającej otwarcie archiwów Instytutu Pamięci Narodowej - to stanowisko Platformy Obywatelskiej, która jeszcze w ubiegłej kadencji domagała się jak najszybszego i całkowitego otwarcia zasobów Instytutu. Wczoraj takiego ruchu domagał się Jarosław Kaczyński. Ten z kolei, w ubiegłej kadencji mówił, że ujawnienie dokumentów byłoby krzywdą dla wielu ludzi.
Skąd ta zmiana frontów? Oficjalnie polityków Platformy dopadł nagły atak współczucia. Tego samego współczucia, które w poprzedniej kadencji opanowało PiS, ale teraz ustąpiło. Nieoficjalnie zaś wynika to z prostej refleksji, że szefem IPN-u, który mógłby decydować o kolejności ujawnianych dokumentów jest póki co nieprzyjazny dla rządzących Janusz Kurtyka.
Moglibyśmy tu mieć znowu polskie piekiełko, w którym rożen będzie trzymał IPN i będzie podgrzewał nie tego co winien, ale tego co zasługuje na podgrzanie. Podgrzanie dla podgrzewanego sympatyczne nie jest - jak zauważa Stanisław Żelichowski z PSL - i tak otwarcia póki co nie będzie.
Nie zamierzamy się tym zajmować. Ja na pewno mam ważniejsze sprawy niż pisanie na nowo ustawy lustracyjnej – mówi Zbigniew Chlebowski.
W poprzedniej kadencji Platforma mogła żarliwie domagać się całkowitej jawności, bo wiedziała, że PiS to zablokuje, teraz PiS może krzyczeć „otwieramy” bo wie, że Platforma na to nie pozwoli.
Dziś lider Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński potwierdził, że widział oryginały dokumentów świadczących o współpracy Lecha Wałęsy z SB. Pytany w jakich okolicznościach Andrzej Milczanowski pokazał mu te dokumentny Jarosław Kaczyński odpowiedział: Co miałem do powiedzenia, powiedziałem. Dodaje tylko, że były to oryginalne dokumenty.
Jeśli byłaby to prawda, to pan Jarosław Kaczyński niestety potwierdza to, że kochał Lecha Wałęsę wtedy, kiedy było to dla niego wygodne a nienawidził wtedy, kiedy też było to dla niego wygodne. To nie ma nic wspólnego z dążeniem do prawdy – odpowiada polityk Platformy Obywatelskiej, marszałek Sejmu Bronisław Komorowski.