"Sytuacja wymknie się spod kontroli, jeśli nasze postulaty nie zostaną spełnione" - mówią przedstawiciele komitetu protestacyjnego służb mundurowych. Związkowcy czekają na kontynuację negocjacji, którą w zeszłym tygodniu obiecał im wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Maciej Wąsik. Przekonują jednocześnie, że nie zamierzają rezygnować z żadnego ze swych żądań.
Policyjni związkowcy domagają się przede wszystkim podniesienia waloryzacji minimum do poziomu inflacji. Nie są też zadowoleni z rozwiązań płacowych przedstawionych przez MSWiA, by powstrzymać zapowiadaną na przyszły rok falę odejść funkcjonariuszy.
Mundurowi nie zamierzają rezygnować z żadnego ze swych żądań. Twierdzą, że piłeczka jest po stronie rządu, który musi przedstawić nową propozycję.
Żaden przedstawiciel związków nie mówi oficjalnie o tym, jaką formę może przybrać ewentualny protest. Dziennikarz RMF FM dowiedział się jednak, że może on zawierać element strajku włoskiego lub np. może polegać na udzielaniu pouczeń.
Może się też powtórzyć "psia grypa" z 2018 roku, kiedy policjanci w ramach oddolnej inicjatywy masowo brali zwolnienia lekarskie. W szczytowym momencie tej akcji na L-4 była ponad połowa wszystkich policjantów.
Dodatkowo związkowcy ostrzegają, że brak spełnienia postulatów płacowych doprowadzi do potężnej fali odejść funkcjonariuszy.
Związkowcy nie wykluczają, że propozycja rozmów może paść ze strony rządu za kilka dni. Kluczowe mogą się okazać efekty manifestacji zaplanowanej przez Solidarność na czwartek.
Jak poinformował nieoficjalnie nasz reporter, ponad siedem tysięcy funkcjonariuszy zapowiedziało chęć odejścia ze służby w 2023 roku. To rekordowa liczba, biorąc pod uwagę ostatnie lata.
W przyszłym roku ze służby chce odejść dwa razy więcej funkcjonariuszy niż bywało to w poprzednich latach. Dla znacznej części policjantów takie rozwiązanie jest korzystniejsze niż pozostanie w zawodzie.
Poruszenie w policji wywołały też kolejne potężne dysproporcje w nagrodach kwartalnych pomiędzy kadrą dowódczą a szeregowymi funkcjonariuszami. Jak ustalił dziennikarz RMF FM, to nawet 30-krotna różnica.
Komendantom wojewódzkim przyznano nawet ponad 10 tys. zł nagród. Szefowie komend powiatowych i rejonowych jako premie kwartalne odbierali od 6 do 8 tysięcy złotych. Natomiast, jak sprawdził dziennikarz RMF FM w różnych regionach kraju, nagrody dla tzw. szeregowych policjantów zaczynały się od 300 złotych, co w praktyce oznacza na rękę trochę ponad 200 zł.
Rozmówcy dziennikarza RMF FM zwracają uwagę na fakt, że ten sposób dzielenia pieniędzy wywołuje sporą frustrację w policyjnych szeregach. W praktyce nasi szefowie otrzymują w roku 17 pensji - usłyszał Krzysztof Zasada od jednego z policjantów. Jak tłumaczył, poza zwykłym uposażeniem, kadra odbiera jeszcze "trzynastkę" i cztery tak zwane "kwartalniki" w wysokości zbliżonej do miesięcznego uposażenia.
Wszystko to w sytuacji, gdy w formacji brakuje kilkuset milionów złotych na wydatki rzeczowe. Te wydatki - na przykład na paliwo, remonty, sprzęt biurowy, czy biegłych - są obcinane lub ograniczane do minimum.