Cztery promile alkoholu w wydychanym powietrzu miała kobieta zatrzymana przez policjantów z Rybnika, która prowadziła samochód i zderzyła się z autobusem. Policjantom tłumaczyła, że wina nie leży po jej stronie, bo miała zielone światło. Problem w tym, że na skrzyżowaniu, przez które przejeżdżała, w ogóle nie ma sygnalizacji świetlnej.
Do kolizji doszło w miejscu, które mogłoby się wydawać bardzo bezpieczne. Kobieta wyjeżdżała ze stacji benzynowej. Zamiast poruszać się tak, jak nakazują znaki, skierowała się w drugą stronę i uderzyła w tył autobusu.
Policjanci, którzy pojawili się na miejscu, nie ukrywali zdziwienia całą sytuacją. Zapytali kobietę, jak to możliwe, że nie zauważyła autobusu. Miałam zielone światło - odpowiedziała kierująca. Funkcjonariusze zaczęli podejrzewać, że coś jest nie tak, bo w tym miejscu w ogóle nie ma sygnalizacji świetlnej. Zaprosili kobietę do radiowozu na badanie alkomatem. Po przeprowadzeniu go wszystko stało się jasne. Światła owszem, mogły się "pojawić", tyle że tylko w wyobraźni kobiety, która była kompletnie pijana i miała 4 promile alkoholu w organizmie. Teraz odpowie za jazdę po alkoholu i spowodowanie kolizji.