Afera taśmowa to prowokacja polityczna. Mamy kolejną odsłonę kulis tej prowokacji - grzmi Marek Kuchciński, szef klubu PiS. Chodzi o publikację „Gazety Polskiej” w sprawie rzekomej agenturalnej przeszłości jednego z pracowników TVN-u.
„Gazeta Polska” twierdzi, powołując się na ustalenia komisji weryfikacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych, że Milan Subotić, sekretarz programowy telewizji TVN, współpracował z WSI, a wcześniej z wojskowymi służbami PRL.
Milan Subotić nie miał żadnego wpływu na treść ostatniego wydania programu "Teraz My", w której ujawniono tak zwane taśmy prawdy - odpowiada TVN. Stacja zapewnia też, że nie posiada żadnych informacji o współpracy Suboticia ze służbami specjalnymi. O dokładne wyjaśnienie sprawy zwrócił się do TVN szef klubu parlamentarnego PiS Marek Kuchciński, mimo że stanowisko stacji zostało wydane już przed jego konferencją. Na konferencji Kuchcińskiego był Tomasz Skory. Posłuchaj jak szef klubu PiS zareagował na oświadczenie TVN:
To pisowski scenariusz filmu sensacyjnego klasy B - tak telewizja TVN odpowiada na zarzuty Prawa i Sprawiedliwości. Sam Milan Subotić wydał tylko pisemne oświadczenie, w którym napisał, że nigdy nie był agentem, nie zna pułkownika M. Nie będę udowadniał, że nie jestem wielbłądem. Oszczerstwami zajmą się prawnicy - napisał w oświadczeniu. Dalej jest zapowiedź pozwu sądowego. Tych pozwów będzie zresztą o wiele więcej, zarówno ze strony zarządu TVN jak i autorów programu „Teraz my”. Każdy, kto będzie twierdził, że działaliśmy na rzecz służb specjalnych lub w zmowie z PO np. będzie pozywany do sądu przez nas i nie zamierzamy tego odpuścić - mówi Tomasz Sekielski. Dodaje, że Milan Subotić nic nie wiedział o nagraniach dokonanych w pokoju Renaty Beger.
Andrzej Sołtysik podkreśla zaś, że wszystkie zarzuty, które padły dziś z ust Marka Kuchcińskiego to jeden wielki absurd: Te zarzuty są banalne, idiotyczne. Świadczą o ogromnej niewiedzy posła Kuchcińskiego o materii telewizyjnej, w ogóle o mediach. Niewiedzy, z której poseł Kuchciński będzie tłumaczył się przed sądem. Podobnie jak i autorzy artykułu opublikowanego w „Gazecie Polskiej”.
Zdaniem ministra koordynatora do spraw służb specjalnych, tą wyższą koniecznością jest przejrzystość życia publicznego. Pytany jednak o prasowy przeciek twierdzi, że nie zna sprawy, a tego rodzaju metody nie podobają mu się. Zaraz jednak dodaje, że nie rozumie tych, którzy zarzucają PiS-owi granie teczkami: Jeżeli się mówi o rzeczy bardzo zagrażającej, to usiłuje się ją kontrować sprawą formalną. Trzeba z tym skończyć. To oczywiście może stanowić także naruszenia prawa.
Dla PiS jednak nie jest to największy problem: Istotą zagrażającą bezpieczeństwu państwa nie jest ujawnienie, którego nie pochwalałbym, ale to, że gdyby prawdą było, że w takiej telewizji funkcjonują służby, to jest to tragedia. Metoda ujawniania tajnych informacji oburza natomiast opozycję. Mówi ona o dzikiej lustracji i graniu służbami dla doraźnych celów politycznych.
Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że w tzw. raporcie Macierewicza są nazwiska dziennikarzy, którzy mieli rzekomo współpracować z wojskowymi służbami. Władze nabrały wody w usta, a opozycja prognozowała: Za chwilę pojawią się kontrolowane przecieki. Po to, aby państwo w końcu zajęli się działalnością agentów wśród dziennikarzy, a nie korupcją w wydaniu PiS-u i pisowskiego rządu.