Opluty, sprowadzony do pozycji śmiecia - tak były prezes koncernu paliwowego Lotos Paweł Olechnowicz komentuje w rozmowie z RMF FM swoje zatrzymanie przez CBA. Odnosi się też do zarzutów, które usłyszał w prokuraturze. Z biznesmenem, który był najdłużej urzędującym szefem państwowej spółki w Polsce (przez 14 lat kierował Grupą Lotos), spotykamy się przy okazji napisanej przez niego książki.
“Dziwne przypadki polskiego menedżera" to biografia Pawła Olechnowicza. Książkę wydała Fundacja Gospodarki i Administracji Publicznej.
W publikacji przeczytamy m.in. o kulisach zatrzymania go na początku roku i postawienia zarzutów przez prokuraturę, ale nie tylko. Są również informacje o poufnym rządowym projekcie magazynowania surowców, czy szczegóły dotyczące próby wrogiego przejęcia paliwowego giganta.
Autor opowiada też, co sprawiło, że na stanowisku prezesa przetrwał 14 ministrów skarbu i 5 premierów. Z Pawłem Olechnowiczem rozmawiał dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada.
Krzysztof Zasada, RMF FM: Kierowcy z lękiem patrzą na wyświetlacze cen paliw na stacjach. Będziemy mieli rekord cenowy?
Paweł Olechnowicz, były prezes Lotosu: Czy ta cena przekroczy 6 złotych? Słyszę wiele głosów, że tak, choć ja bym nie był taki zdecydowany, by powiedzieć, że przekroczy. Natomiast wszystko jest możliwe, bo jesteśmy blisko, jeśli chodzi o paliwa wysokiej jakości 98, czy "premium". Tu już właściwie mamy ten poziom. Dlatego musimy się teraz zastanawiać, czy przyjdzie taki czas niedługo, że te ceny wrócą do poziomu 5 złotych. To będzie jaskrawym obrazem tego, co naprawdę dzieje się na rynku. Ten rynek niestety nie jest rynkiem spokojnym.
Tu jeszcze ma znaczenie słabość naszej rodzimej waluty.
Oczywiście. Ta cena zależy w też w dużej mierze od tego jak mocna jest złotówka i jak nasza waluta ma się do dolara. Bo pamiętajmy - cena ropy naftowej jest definiowana na rynkach światowych walutą amerykańską.
W pana książce, przy okazji której wydania rozmawiamy, są opisane kulisy próby wrogiego przejęcia koncernu Lotos z jesieni 2008 roku, gdy na świecie szalał wielki kryzys. Na czym te działania wobec koncernu polegały?
To była chęć wykorzystania niestabilności rynku do wrogiego przejęcia, bo przecież wtedy mieliśmy poważny krach finansowy. Ci co - powiem niedelikatnie - kombinują na poważnym poziomie, imają się tego typu działań. One były nastawione na stworzenie klimatu do tego, by świat finansjery odniósł wrażenie, że w tym kryzysie Lotos sobie sam nie poradzi. A realizowaliśmy wtedy wielką inwestycję. Byliśmy zaangażowani zobowiązaniami na poziomie ponad 2 miliardów złotych, na planowane 6 miliardów. Ktoś liczył na to, że banki mogą wymówić nam umowy kredytowe. Wykorzystywano ich obawy, bo kryzys dotyczył głównie sfery bankowej. To ona miała problemy.
Tam kluczową sprawą była analiza jednego z poważnych ekspertów Uni Credit, który stwierdził, że wycena akcji Lotos wynosi "zero".
Byłem tym bardzo zdziwiony, bo to nie był analityk jakiejś niskiej klasy. Raport wydany przez niego miał mieć odpowiednie znaczenie. Natomiast dla mnie nie ulega wątpliwości, że to zostało przygotowane pod pewne przedsięwzięcie, za którym stali jacyś decydenci. Ten raport miał spowodować dalsze ruchy: niestabilność finansową firmy, wypowiedzenie kredytów przez banki, na rynku takie manipulacje mogły spowodować, że akcje zaczęłyby spadać. Wówczas mógłby się pojawić - jak to nazywam - "dobry wujek", który by powiedział: "żeby ta firma nie upadła, ja ją kupię za pieniądze, które zaoferuję". Tak mogło dojść do zmiany właściciela.
Po tych latach wie pan, kto miał być tym "dobrym wujkiem"?
Ponieważ wyjaśnienie tej sprawy nie zostało dotąd doprowadzone do końca i udowodnione, to nawet jeśli ja się domyślam - a domyślałem się i się domyślam - to nie powinno się o tym mówić. Jestem zbyt poważną osobą, by o takich sprawach się wypowiadać. Od tego są inne instytucje. Nie mniej jednak, na pewno miało to znamiona działań ukierunkowanych na wrogie przejęcie LOTOSU i zbudowanie pozycji biznesowej dla tych, którzy by koncern przejęli.
W tej książce jest też bardzo ciekawy rozdział, w którym ujawnia Pan kulisy swego zatrzymania przez CBA. Tytuł tego rozdziału, to "Przyszła do mnie dobra zmiana". A przyszła do pana po kilkunastu latach pracy na stanowisku prezesa państwowej spółki. Jak pan się poczuł, w momencie, gdy planował wyjazd na narty do Włoch z rodziną i w te plany, w dniu wyjazdu zostały drastycznie przerwane. Apartament w Dolomitach zamienił pan na kilkadziesiąt godzin na celę aresztu w Gdańsku.
Ja nie zamieniłem. Mi zamieniono. Jak się poczułem? Ja to nazywam po imieniu. To jest po prostu sprowadzenie człowieka do pozycji śmiecia. Bezpodstawnie całkowicie. To jest widowiskowe. Nastawione na totalne oplucie osoby, która jest znana na rynku. W mediach powtarzane są nieprawdy, często przez bardzo poważne osoby. Gra jest odpowiednio ukartowana, a osoba jest niszczona ze swoimi osiągnięciami. I to jest bardzo duży problem takiej osoby. Także zdrowotny.
[OD REDAKCJI: Po zatrzymaniu Pawła Olechnowicza prokuratura złożyła w sądzie wniosek o jego aresztowanie. Sąd rejonowy 31 stycznia 2019 roku ten wniosek odrzucił. W marcu 2021 roku Sąd Okręgowy w Gdańsku uznał zatrzymanie Pawła Olechnowicza za bezpodstawne i zasądził na jego rzecz zadośćuczynienie od Skarbu Państwa w wysokości 45 tysięcy złotych. To jedno z najwyższych świadczeń tego typu przyznanych za bezpodstawne działanie CBA i prokuratury.]
Jak pan odnosi się do zarzutów. Chodzi o działanie na szkodę spółki. Wątpliwości śledczych budzi umowa na kwotę ponad 200 tysięcy złotych.
To jest jedna z umów z całego szeregu poufnych przedsięwzięć. Kosztów tych działań było o wiele, wiele więcej. Działania związane były z bezpieczeństwem energetycznym państwa, a chodziło o koncepcję magazynowania ropy w kawernach solnych. W tej sprawie zdecydowaliśmy się działać z Amerykanami, bo oni mają największe doświadczenie w takich projektach. Zakwestionowana umowa dotyczyła doradztwa w zakresie tworzenia klimatu dla tych inwestycji na rynku polskim. Miałem pełne poparcie ministra skarbu, ministra gospodarki, a także rządu. W pewnym momencie ten projekt został zawieszony, gdy układ polityczny w Polsce się zmienił. Władza wycofała poparcie dla tej idei, wtedy odłożyłem tę sprawę na półkę i zakończyłem umowę, która teraz jest kwestionowana. Powtórzę - projekt był poufny. Upublicznianie powiązań ludzi biorących udział w tym przedsięwzięciu z przedstawicielem zewnętrznym nie było w interesie prowadzenia tego projektu, który był w fazie rozwojowej. Tyle mogę mówić. Gdyby natomiast stało się tak, że projekt zostałby przez rząd przyjęty, wtedy dopiero trzeba by było przyjąć nowe przepisy i powołać instytucję na poziomie centralnym, która odpowiadałaby za budowę całego systemu rezerw paliwowych i stworzyć mechanizmy zarządzania tym wszystkim. To nie byłoby zadanie moje, czy Lotosu.
W książce wyraża pan też swoje negatywne stanowisko dotyczące przejęcia Lotosu przez Orlen. To nie jest dziwne - Lotos, można tak powiedzieć - to pana dziecko. Dlaczego jednak jest pan tak bardzo zdecydowanym przeciwnikiem tej fuzji.
To nie jest fuzja. Nie jestem przeciwnikiem żadnych skojarzeń biznesowych. Jednak to, co teraz się proponuje to jest coś, co trudno mi nazwać. To jest niewyobrażalne, żeby ludzie biznesu, menadżerowie kierowali do rynku przekaz, że to jest budowanie "międzynarodowego championa". Przy takich sprawach trzeba zrobić gruntowne analizy, muszą być powołane poważne zewnętrzne firmy doradcze, które powiedzą jakie są plusy, a jakie minusy. Polityka nie może rządzić ekonomią. Moje stanowisko jest następujące - to nie jest fuzja, to nie jest przejęcie. To jest rozbiór, to jest wyprzedaż aktywów Lotosu. Chodzi o stacje paliw, magazyny, logistyczne układy, a na koniec główny rdzeń tej części przerobowej, czyli rafinerię. Uważam, że to likwidacja Lotosu, a jednocześnie osłabienie pozycji rynkowej Orlenu. Aktywa, które zdobędzie, wcale nie oznaczają, że zwiększy swą siłę. Rynkowo będzie słabszy. Trzeba też się zastanowić, jakie będą koszty polityczne i społeczne takiego projektu. Uruchomienie go, publiczne poinformowanie, przy braku konkretnych argumentów ekonomicznych i analiz gospodarczych i społecznych (nie politycznych) - nie mogę tego zakwalifikować, jako odpowiedzialnego działania na rzecz polskiej gospodarki.