Negocjacje celników z rządem zostały zerwane. Obie strony wzajemnie się o to obwiniają. Celnicy twierdzą, że to wina rządu, bo był nieprzygotowany. Gabinet Donalda Tuska odpowiedzialnością obarcza celników, twierdząc, że nie odpowiedzieli w żaden sposób na propozycje.
Protest trwa. Zostaliśmy zlekceważeni, zmarnowano nasz czas - mówią przedstawiciele związków zawodowych celników po rozmowach w Ministerstwie Finansów. Według nich, rząd przedstawił tylko hipotetyczne plany wyjścia z kryzysu. Co więcej, nie było tam nic nowego; wszystko to już wcześniej słyszeli, to było im już obiecywane.
Strona rządowa wylicza jednak konkrety, które padły podczas negocjacji: podwyżka o 500 złotych w tym roku i o kolejne 500 w przyszłym. Propozycja zmian prawnych, zwiększających ich bezpieczeństwo. Rząd chciał też przygotować projekt ustawy, który zawierałby kwestie emerytury mundurowej dla tej grupy zawodowej. We wtorek zaś Rada Ministrów przyjęła projekt nowelizacji ustawy o służbie celnej.
O co więc, tak naprawdę, rozbiły się negocjacje? O wysokość podwyżek (celnicy walczą o 1500 złotych podwyżki), terminy wprowadzania zmian celniczych przepisów, a może po prostu górę wzięły emocje?
Minister Michał Boni, który prowadził w imieniu rządu rozmowy, stwierdził jedynie, że nie dopisała alchemia negocjacji. Z kolei szef służby celnej Jacek Dominik mówił, że rozmawiał z wieloma celnikami i większość z nich nie narzekała na wysokość proponowanych podwyżek. To – jak podkreślał - nie była najważniejsza kwestia.
Rozmowy celników z przedstawicielami rządu zaczęły się we wtorek. Po 10 godzinach negocjacji zawieszono je do środy. Ale kolejne godziny rozmów nie przyniosły efektów.
Po zerwanych rozmowach celnicy-rząd i deklaracjach o przedłużeniu strajku na granicach pojawia się jeszcze jedno bardzo ważne pytanie: czy będą blokady transportowców. Wszak to oni najwięcej tracą na proteście celników.
Jak dowiedziała się reporterka RMF FM Agnieszka Milczarz, decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła. Związkowcy na razie konsultują się telefonicznie, próbują także dodzwonić się do wicepremiera Grzegorza Schetyny i dowiedzieć się, co rząd planuje zrobić. Transportowcy chcą więc poważnie przemyśleć całą sytuację; na podjęcie decyzji dają sobie czas do czwartku, do godz. 10.
Kolejka przed przejściem w Dorohusku ma około 20 kilometrów długości, w Koroszczynie - 14 kilometrów. Zwiększyło się jednak tempo odpraw na tych przejściach. Więcej celników przyszło również do pracy na nocną zmianę w Korczowej i Medyce.
Co nas może wkrótce czekać na wschodniej granicy? Posłuchaj relacji reportera RMF FM Pawła Świądra: