Śląscy policjanci zatrzymali właściciela stacji LPG w Bytomiu oraz dwóch pracowników, którzy na jego polecenie przetankowywali gaz z małych butli do głównego zbiornika. W rękach policji jest też współwłaściciel radomskiej stacji, na której wczoraj eksplodowały pojemniki z gazem.
Obsługa stacji w Bytomiu została zatrzymana na gorącym uczynku. Mężczyźni używali bardzo niebezpiecznej instalacji własnej konstrukcji, która była częściowo zamaskowana i bardzo łatwa do demontażu.
Policja podkreśla, że stacja LPG usytuowana jest bardzo blisko dużego osiedla. Jak ocenili eksperci, przetankowywanie gazu stwarzało zagrożenie wybuchem. Właścicielowi stacji zostanie postawiony zarzut sprowadzenia powszechnego niebezpieczeństwa - za co może mu grozić nawet 10 lat więzienia - oraz zarzuty z kodeksu karno-skarbowego.
Z kolei radomska policja zatrzymała współwłaściciela stacji, na której wybuchło wczoraj kilka pojemników z gazem. Biegły z zakresu pożarnictwa stwierdził, że znajdowała się tam nielegalnie wykonana i ukryta instalacja do przelewania gazu z małych butli do dużych zbiorników. Prawdopodobnie przyczyną wybuchu i pożaru było rozszczelnienie jednej z butli. O tym, czy zatrzymanemu Andrzejowi S. zostaną postawione zarzuty, jutro zdecyduje prokuratura.
Specjaliści alarmują, że proceder przetankowywania gazu kwitnie na niektórych stacjach LPG, bo gaz z małych butli, przeznaczony do celów gospodarczych, nie jest objęty akcyzą, a zatem o kilkadziesiąt groszy tańszy na każdym litrze od tego z dużego zbiornika, który tankują samochody.
Stacje tankowania gazu w Polsce to bomby z opóźnionym zapłonem - twierdzą nasi słuchacze, którzy po eksplozji na stacji w Radomiu zgłosili się do naszego reportera. Najczęściej to ludzie obsługujący stacje stwarzają zagrożenie, choćby paląc na nich papierosy - mówią. A to tylko jedno z wielu przewinień.
Paweł Świąder znalazł jedną z takich stacji, trzydzieści kilometrów od Warszawy. Posłuchaj jego relacji: