„Padłem ofiarą inwigilacji i to nielegalnej” – oświadczył przed senacką komisją ds. Pegasusa prezes Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś. „Obecna sytuacja prawna i faktyczna sprawia, że ofiarami nielegalnej inwigilacji może być każdy” – zaznaczył.
Prezes NIK przed komisją odpowiadał na pytanie, czy uważa, że jest ofiarą nielegalnej inwigilacji. Tak panie senatorze, uważam, że tak. Padłem ofiarą inwigilacji i to nielegalnej - stwierdził. Banaś zaznaczył, że po raz pierwszy po 1989 roku inwigilacja spotkała go w 2017 roku, podczas remontu mieszkania. Wtedy - według Banasia - służby Krajowej Administracji Skarbowej zauważyły, że w lokalu znajdują się kable, które służą do ewentualnego podsłuchu.
Do drugiego incydentu doszło w 2018 roku. Kiedy to podjęto próbę włamania się do mojego prywatnego telefonu, by przejąć z niego wszystkie treści. Oczywiście ten telefon został całkowicie zniszczony, a moi informatycy z KAS stwierdzili w sposób jednoznaczny, że to była próba włamania się do mojego telefony przez specjalne służby - podkreślił.
Zdaniem Banasia najważniejszy przykład nielegalnej inwigilacji jest dostępny dla posłów pracujących w sejmowej komisji ds. regulaminowej, spraw poselskich i immunitetowych. Chodzi o tendencyjne przygotowanie wiadomości pozyskanych z naruszeniem przepisów o immunitecie prezesa NIK. Wniosek o uchylenie mi immunitetu w uzasadnieniu wskazuje na fragmenty pociętych i zmanipulowanych wiadomości, które miałem wysyłać. Według mnie to najważniejszy przykład nielegalnej inwigilacji - podkreślił.
Banaś zaznaczył, że do tej pory nie rozumie, dlaczego odmawia się mu i jego pełnomocnikom dostępu do akt postępowania, w którym wystąpiono o uchylenie mu immunitetu. Być może dlatego, że mógłbym dość łatwo porównać kontekst i treści moich wiadomości, z których prokuratura formułuje konkretne zarzuty wobec mnie. W skrócie być może dlatego nie mam dostępu do tych akt, abym nie odkrył nieprawidłowości pogrążających postępowanie toczące się przeciwko mnie - podsumował.
O inwigilację obwinił Mariusza Kamińskiego. To były działania służb specjalnych, a konkretnie (szefa MSWiA) pana Mariusza Kamińskiego, który chciał mieć pełną kontrolę przed NIK" - powiedział.
Chciał mieć monopol, żeby decydować o wszystkim, mieć monopol na informacje i przekaz do prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Cała ta operacja zmierzała do tego, żeby mnie skompromitować i pokazać w oczach pana premiera Kaczyńskiego, że właściwie Banaś jest przestępcą" - dodał prezes NIK.
Zapewnił, że nie zabiegał o żadne stanowisko w państwie, a propozycję stanowiska prezesa NIK otrzymał od "decydentów politycznych" na początku 2019 r.
Uważam, że pan Mariusz Kamiński i jego poplecznicy w służbach chcieli domknąć system kontroli państwowej nad służbami i rządem - oświadczył. NIK ma pełen potencjał do kontroli służb i o to chodziło. Oczekiwano, że na fotelu prezesa zasiądzie człowiek posłuszny i bez ambicji pozostania przyzwoitym. Ja na taki scenariusz się nie zgodziłem - oświadczył.
Pan Mariusz Kamiński nie miał odwagi powiedzieć wcześniej nim ta decyzja została podjęta, że on się nie zgadza, aby Banaś był kandydatem na prezesa, więc trzeba było mnie skompromitować przy pomocy spreparowanego materiału dowodowego - powiedział szef NIK.
W wyniku kontroli wykonania budżetu państwa za rok 2017 przez CBA i MSWiA, Najwyższa Izba Kontroli ustaliła fakt nielegalnego dofinansowania ze środków Funduszu Sprawiedliwości działalności CBA kwotą 25 mln zł, która została wykorzystana na zakup - jak podano w dokumentacji finansowej - środków techniki operacyjnej - powiedział prezes NIK na posiedzeniu komisji. Jak podkreślił, w trakcie kontroli Izbie nie udostępniono jednak informacji, jakiego rodzaju oprogramowanie zostało zakupione, "zasłaniając się tajemnicą związaną z formami, środkami i zasadami dotyczącymi czynności operacyjno-rozpoznawczych".
15 września 2017 roku ówczesny szef CBA pan Ernest Bejda, (...) zwrócił się bezpośrednio do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry z wnioskiem o przekazanie CBA uzgodnionej kwoty w celu realizacji zadania polegającego na zakupie środków techniki specjalnej do wykrywania i zapobiegania przestępczości - powiedział Banaś. Jak podkreślił, wniosek ten został również przekazany do wiadomości szefowi MSWiA Mariuszowi Kamińskiemu.
Według Banasia, 3 października 2017 roku Bejda zwrócił się do Ziobry, by - na podstawie wcześniej zawartej umowy - CBA wypłacono pierwszą transzę środków w wysokości 13 mln 360 tys. zł. Jak dodał, w związku z wnioskiem wiceminister sprawiedliwości Michał Woś, pismem z 6 października 2017 roku, zwrócił się do dyrektora biura administracyjno-finansowego MS z prośbą o wypłacenie z rachunku Funduszu Sprawiedliwości pierwszej transzy środków. Według Banasia, wniosek o wypłacenie kolejnej transzy - w wysokości 11 mln 640 tys. zł - Bejda skierował do Ziobry 10 listopada 2017 roku. Banaś relacjonował, że Woś ponownie zwrócił się wówczas o wypłacenie środków z Funduszu Sprawiedliwości na rzecz CBA.
Banaś podkreślił również, że "dyrektor Departamentu Spraw Rodzinnych i Nieletnich pismem z lutego 2018 roku skierowanym do dyrektora biura administracyjno-finansowego poinformował, że przekazanie środków z Funduszu Sprawiedliwości w ramach umowy z CBA z września 2017 roku nie miało charakteru dotacji celowej".
Banaś podkreślił, że NIK złożyła zawiadomienia o możliwości naruszenia dyscypliny finansów publicznych przez ówczesnego szefa CBA Ernesta Bejdę oraz wiceministra sprawiedliwości Michała Wosia. Jak dodał, chodziło o zarzut polegający na wydatkowaniu środków publicznych bez upoważnienia albo z jego przekroczeniem.
Główny rzecznik dyscypliny finansów publicznych Piotr Patkowski (...) - postanowieniami z dnia 14 września 2020 roku - pomimo wyraźnego stwierdzenia, że zarzucane przez NIK czyny wypełniają znamiona naruszenia dyscypliny finansów publicznych, odmówił wszczęcia postanowienia wyjaśniającego z uwagi, jak stwierdził, na znikomy stopień szkodliwości popełnienia czynu dla finansów publicznych, jednocześnie potwierdzając uwagi NIK, co do niemożności legalnego finansowania zakupów na rzecz CBA ze środków Funduszu Sprawiedliwości - zaznaczył szef NIK.
Marian Banaś poinformował, że podjął decyzję o niezwłocznym wszczęciu pilnej kontroli doraźnej NIK w zakresie nadzoru państwa nad służbami specjalnymi.
Mając na uwadze ostatnie wydarzenia związane z bezpieczeństwem państwa i obywateli, podjąłem decyzję o niezwłocznym wszczęciu pilnej kontroli doraźnej w zakresie nadzoru państwa nad służbami specjalnymi - powiedział Banaś. Dodał, że kontrola ta ma pokazać, w jaki sposób sprawowany jest nadzór nad służbami specjalnymi.
Jak zaznaczył, w pewnym sensie inicjatorem tej kontroli jest prezes PiS Jarosław Kaczyński. Osobiście uważam, że Jarosław Kaczyński jako wicepremier ds. bezpieczeństwa powinien na wezwanie kontrolerów NIK stawić się w siedzibie NIK i złożyć obszerne zeznania jako świadek pod rygorem odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań. Wicepremier ds. bezpieczeństwa powinien odpowiedzieć na pytania dotyczące nielegalnej i masowej inwigilacji Polek i Polaków - powiedział Banaś.
Nic mi nie wiadomo na ten temat. Siłą rzeczy, takie zarzuty gdy się stawia, trudno jest się do nich wprost odnosić tym bardziej, że wszelkie działania w Polsce, jeżeli są podejmowane, kontrola operacyjna, są za zgodą sądu i tyle mogę powiedzieć - stwierdził Piotr Müller proszony o komentarz do słów Banasia.
Nie wiem jakie działania są podejmowane wobec poszczególnych osób, bo za tymi potencjalnymi zgodami stoi sąd i tylko sąd może wyrazić zgodę na tego typu działania. Skupiłbym się raczej na tym, że polska prokuratura, polskie służby mają przede wszystkim za zadanie, aby wyjaśniać wszelkie sprawy, które mogą budzić wątpliwości naruszenia przepisów prawa, bez względu na to kogo one dotyczą - dodał rzecznik rządu.
Po zakończeniu posiedzenia komisji dziennikarze pytali Marcina Bosackiego, czy na liście osób, wobec których używano Pegasusa jest więcej osób niż trzy. Jesteśmy cały czas w kontakcie z Citizen Lab, jak i przez Amnesty International, zresztą AI będzie przez nas wysłuchiwana, być może w przyszłym tygodniu. Wówczas będę mógł potwierdzić, czy rzeczywiście są kolejne osoby na liście inwigilowanych - powiedział Bosacki.
Według niego z wtorkowych przesłuchań wynika, że "przedmiotem działania Pegasusa były osoby, które zawadzały części tej władzy", ale także że "wewnątrz tej władzy są grupy, które usiłują nawzajem przed sobą różne rzeczy ukrywać".
Bosacki był pytany, czy na posiedzenie komisji zaproszony będzie np. Adam Hofman czy Dawid Jackiewicz, wobec których, według "Gazety Wyborczej", też używano Pegasusa. Jeśli by się potwierdziło, że byli oni przedmiotem ataku Pegasusu, to z całą pewnością. Na razie mamy w planach wysłuchanie jutro senatora Brejzy, w przyszłym tygodniu prawdopodobnie mecenasa Romana Giertycha i pani prokurator Ewy Wrzosek - poinformował.
Dziś przed senacką komisją przesłuchiwani byli też były szef NIK, senator Krzysztof Kwiatkowski oraz doradca w Departamencie Administracji Publicznej NIK, Marek Bieńkowski.
Senacka komisja nie ma uprawnień śledczych jak komisja śledcza, którą może powołać Sejm. Szef tej komisji zapowiadał, że choć Senat nie ma uprawnień śledczych, to komisja będzie wzywać przedstawicieli organów państwowych zajmujących się służbami specjalnymi. Oprócz przedstawicieli instytucji państwowych, komisja zamierza wzywać ekspertów, prawników i specjalistów od działań służb specjalnych.
Senatorowie PiS nie biorą udziału w pracach senackiej nadzwyczajnej komisji ds. wykorzystania systemu Pegasus. Jak podkreśliła rzeczniczka PiS Aneta Czerwińska komisja "to polityczna hucpa". "Chodzi o to, żeby dawać linię obrony tym osobom, wobec których toczy się postępowanie" - podkreśliła.
Prezes PiS, wicepremier Jarosław Kaczyński mówił w rozmowie z tygodnikiem "Sieci", że powstanie i używanie Pegasusa jest wynikiem zmiany technologicznej, rozwoju szyfrowanych komunikatorów, których za pomocą starych systemów monitorujących nie można odczytać. "Źle by było, gdyby polskie służby nie miały tego typu narzędzia" - powiedział. Zapewnił jednak, że nie był on używany wobec opozycji. "To całkowite bzdury" - oświadczył.