Źle dzieje się nie tylko w tzw. centrali partii Leszka Millera. Trzeszczą także lokalne struktury. W Lubelskiem na przykład podziały przebiegają na kilku płaszczyznach: młodzi-starzy, ideowcy-ludzie interesu, organizacja miejska-organizacja wojewódzka. I właśnie ten ostatni podział jest najbardziej spektakularny.
W Lublinie działacze miejscy nawet nie rozmawiają z wojewódzkimi, nie mówiąc o podawaniu ręki. Coś wisi w powitrzu - mówią zorientowani. To „coś”, to zapewne unijne referendum.
Wiadomo, że szef rady wojewódzkiej boi się wyników głosowania „w terenie”, bo tam więcej jest eurosceptyków, głównie wyborców Leppera i Podkańskiego. Jeśli referendum wypadnie nie po myśli Sojuszu, sekretarz wojewódzki popadnie w niełaskę. To z kolei ucieszy „miejskich”, których drażnią panujące układy i partyjny feudalizm.
Partyjne doły są zdecydowane: trzeba skończyć z kolesiami, prezesami, dyrektorami.
Foto: Archiwum RMF
14:35