Andrzejowi Lepperowi nie udało się wyrzucić z klubu swego zastępcy - Wojciecha Mojzesowicza. Mojzesowicz naraził się krytyką wodzowskiego stylu kierowania Samoobroną i pytaniami o losy partyjnych pieniędzy.
Ta partyjna egzekucja miała być jak chirurgiczne cięcie: szybka, dokładna i bezbolesna. Mojzesowicz też miał chyba takie poczucie, bo na posiedzenie klubu szedł jak na ścięcie.
Jednak w czasie ciągnącej się w nieskończoność dyskusji okazało się, że niedoszły straceniec ma niespodziewanie wielu zwolenników. A ci mówili twardo i głośno: Jeżeli poseł Mojzesowicz zostanie usunięty, to ja automatycznie wychodzę.
Przed Lepperem stanęło więc widmo jeżeli nie rozpadu partii, to w każdym razie poważnego uszczuplenia jej szeregów. A to zbiło go z pantałyku tak bardzo, że po krótkiej naradzie z najwierniejszymi z wiernych, wycofał wniosek o usunięcie Mojzesowicza, po czym z kwaśną miną oświadczył: Poseł Mojzesowiczi i wszyscy inni pozostają w Samoobronie.
Sam Mojzesowicz był mniej kwaśny, ale równie lakoniczny: Ja nie postrzegam tego ani jako sukces, ani jako porażkę. Dalej jestem w klubie i to wszystko.
Z pewnością klęskę, i to spektakularną, poniósł dziś Andrzej Lepper. Człowiek, który rządził Samoobroną jak chciał, trafił po raz pierwszy na taki sprzeciw w szeregach swojej partii, wobec którego okazał się bezradny.
17:30