Co najmniej kilka miesięcy trzeba będzie czekać na dostawę leków przeciwko ptasiej grypie, bo koncerny farmaceutyczne nie nadążają z ich produkcją. Kolejka jest coraz dłuższa i obowiązuje w niej jedna zasada "kto pierwszy ten lepszy".
Rząd powołał zespół do spraw zakupu leku. Ten zastanawia się, czy preparat jest w ogóle potrzebny, choć epidemilodzy z Państwowego Zakładu Higieny twierdzą, że tylko zgromadzenie odpowiednich zapasów jest jedynym zabezpieczeniem przed ptasią grypą.
Co zatem chcą zaproponować urzędnicy zamiast leku? Niewiele. Szczepionki – jedynej alternatywy - na razie brakuje. Eksperci biorą jednak pod uwagę scenariusz, w którym nie kupimy leków: Ta kwestia jest rozważana. Są względy finansowe; lek jest drogi. Decyzja musi być poparta argumentami fachowców, że rzeczywiście jest potrzebny.
Jeżeli jednak fachowcy uznają, że lek jest potrzebny, to według wstępnych i na razie nieoficjalnych kalkulacji, mielibyśmy wydać na niego 120 milionów złotych. To zabezpiecza około 2 procent naszego społeczeństwa. Dla porównania, Wielka Brytania zadbała o ¼ swoich obywateli.
W tym samym czasie, gdy Warszawa bezradnie rozkłada ręce - eksperci Światowej Organizacji Zdrowia przestrzegają, że świat ma niewielkie szanse by powstrzymać pandemię ptasiej grypy.