Z oświadczeń polityków PiS wynika, że szef partii mógł prowadzić rozmowy w imieniu spółki Srebrna. "Prezes Jarosław Kaczyński miał prawo żeby prowadzić określone rozmowy i miał do tego upoważnienia" - stwierdziła dziś rzeczniczka PiS Beata Mazurek. To zdanie może jednak ściągnąć poważne kłopoty na bronionego w ten sposób szefa PiS.
Słowa o upoważnieniu prezesa PiS do prowadzenia rozmów o biznesowym charakterze są jawnie sprzeczne z oświadczeniami majątkowymi Jarosława Kaczyńskiego, który na zawarte w nich pytanie o zarządzanie działalnością gospodarczą lub bycie przedstawicielem albo właśnie pełnomocnikiem takiej działalności - od lat odpowiada, że to go "nie dotyczy".
Fakt rzeczywistego prowadzenia takiej działalności potwierdzają jednak, wbrew oświadczeniu, nie tylko nagrania austriackiego biznesmena z których jasno wynika kluczowa rola Jarosława Kaczyńskiego w uzgadnianiu inwestycji Srebrnej. Potwierdza to dziś także sama rzeczniczka PiS, która na dodatek stwierdza, że prezes był do prowadzenia takich rozmów "upoważniony". W oświadczeniu należy zaś wymienić zarówno prowadzenie działalności gospodarczej, osobiście lub wspólnie z innymi osobami, jak i bycie przedstawicielem takiej działalności.
Opinia publiczna zna wyłącznie jedno upoważnienie formalne w tej sprawie; to pełnomocnictwo do prowadzenia lutowego zgromadzenia spółki Srebrna, wystawione przez prezes Kujdę. O nim Jarosław Kaczyński w swoim oświadczeniu także nie wspomina. To pełnomocnictwo powinno się jednak znaleźć dopiero w oświadczeniu za rok 2018. Ma ono też nikłe znaczenie w zestawieniu z kilkudziesięcioma rozmowami na temat wartej blisko półtora miliarda inwestycji, w których prezes PiS de facto prowadzi działalność zarządczą. Wszyscy formalnie do tego umocowani przedstawiciele Srebrnej od jego decyzji uzależniają poczynania spółki, to z nim także kluczowe rozmowy prowadzi austriacki biznesmen organizujący projekt.
Pełnomocnictwo nie musi być formalne i na piśmie - podkreślają przy tym prawnicy - może też być udzielone ustnie. Taśmy Birgfellnera dostarczają zaś wystarczająco wiele podstaw do podejrzeń, że Jarosław Kaczyński zarządzał działalnością gospodarczą.
Pytanie więc dlaczego skoro prezes PiS te rozmowy prowadził i był do tego według Beaty Mazurek upoważniony - Jarosław Kaczyński pominął to w oświadczeniu majątkowym? Jako poseł był do tego jasno zobowiązany przez prawo.
Sprawa nie jest błaha - za zeznanie nieprawdy lub zatajenie prawdy w oświadczeniu majątkowym (art. 233 par. 1 kodeksu karnego) grozi od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.