Grupa kilkudziesięciu migrantów koczuje na granicy polsko-białoruskiej w Usnarzu Górnym na Podlasiu. Prowizoryczne obozowisko zorganizowali między granicami obu państw. Od strony polskiej pilnują ich pogranicznicy i wojskowi.
To kolejna noc, jaką między polską a białoruską granicą spędza kilkudziesięcioosobowa grupa imigrantów - w tym kobiet i dzieci.
Jak relacjonuje reporterka RMF FM Magdalena Grajnert, migrantów nie widać - miejsce, w którym się znajdują jest dokładnie zasłonięte przez samochody straży granicznej i wojska. Nie można bliżej podejść, nie pozwalają na to żołnierze z bronią - ani dziennikarzom, ani przedstawicielom Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Widać niewielki dym z ogniska i od czasu do czasu ludzi bez mundurów, którzy przemieszczają się między drzewami - informuje reporterka RMF FM Magdalena Grajnert.
Migranci nie mają żadnego schronienia przed chłodem czy deszczem. Do tej pory przed pogranicznikami stoi jedzenie, jakie przynieśli mieszkańcy oraz namioty, których służba graniczna nie przekazała, ani nie pozwoliła przekazać.
Migranci nie mogą przejść ani na polską, ani na białoruską stronę. Sytuacja jest patowa - komentuje reporterka RMF FM.