13,9 procent wyniosła inflacja w maju. Takie dane podał Główny Urząd Statystyczny. To większy wzrost niż szacowali analitycy. "To zjawisko światowe, jest to zjawisko europejskie, ale my trochę dłużej pracowaliśmy na to, że w czasie stu dni konfliktu na Ukrainie mamy najwyższą inflację od 25 lat" - mówi Janusz Piechociński. Były wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński, a obecnie prezes Izby Przemysłowo-Handlowej Polska-Azja był gościem Tomasza Weryńskiego w programie "7 pytań o 7:07" w internetowym Radiu RMF24.
Tomasz Weryński, Radio RMF24: 13,9 procent to jest więcej niż się pan spodziewał?
Janusz Piechociński, były wicepremier i minister gospodarki: To jest bolesne potwierdzenie tego, że mamy problem i ciągle zadajemy sobie pytanie "Czy leci z nami pilot?". Czy panujemy nad tymi procesami? Bo jest to zjawisko światowe, jest to zjawisko europejskie, ale my trochę dłużej pracowaliśmy na to, że w czasie stu dni konfliktu na Ukrainie mamy najwyższą inflację od 25 lat, bo to jest od 1998 roku. No i jeszcze zwracam uwagę na to, że byliśmy jednym z tych krajów, gdzie rządy podjęły działania. Czyli była tarcza, obniżono niektóre wrażliwe wzrosty poprzez obniżenie opodatkowania, bo spadło nam o kilka kawałków procent. No ale trzeba mierzyć to tak: 13,9 - pamiętajmy, że to jest rachunek flesz najwyższy od 98. Poza tym wzrost w stosunku do kwietnia: było 12,4, czyli o półtora procent miesiąc do miesiąca. No i ważne, co rośnie. A więc żywność i napoje bezalkoholowe. 13,5 proc. rok do roku, 1,3 proc. miesiąc do miesiąca. Paliwa o 35 proc. rok do roku, 5 proc. w ciągu miesiąca. A nośniki energii 31,4 czyli 3,4 proc. rok do roku. Oczywiście GUS poda pełniejsze dane 15 czerwca. Oczywiście 8 czerwca spotyka się rada jastrzębi, która kiedyś była bardzo gołębią i przyjazną dochodom budżetowym rządu radą i zapewne podniesie kolejny raz stopy procentowe, co przełoży się na konkurencyjność gospodark,i przełoży się na wysokość kredytów, na koszty produkcji.
O tym za chwilę powiemy. Ja pana jeszcze zapytam, jak pan radziłby sobie z taką sytuacją, gdyby był obecnie premierem ministrem finansów?
Pierwsze podstawowe, nie tylko w gospodarce i w medycynie, to zapobieganie jest lepsze niż leczenie. No więc, jak wrócimy do tych triumfalnych zapowiedzi z lutego zeszłego roku, że "inflacja nie jest problemem, boję się deflacji". Jak wrócimy do tych zapowiedzi z września i października, że "spoko spoko inflacja w końcówce roku wyhamuje, a nawet na początku roku pójdziemy w dół" no to widzimy, że ktoś tutaj świadomie albo nieświadomie przestrzelił to wszystko. I teraz proszę zwrócić uwagę grudzień 2021 r. 8,6 proc, więc podwajamy za chwilę tą inflację. Zaplecze intelektualne rządu, czyli Polski Instytut Ekonomiczny mówi uspokaja, że co prawda inflacja bazowa wzrosła do 8,3 i że spodziewałem się szczytu inflacji w sierpniu, te terminy się przesuwają jak już państwo zauważyliście, no i mówi, że będzie to około 14 proc. No ale na przykład żywność z tych powodów międzynarodowych, ze stanu klimatycznego, z tego, że 14 województw w Polsce jest w suszy rolniczej no może nawet podrożeć 20-21 proc. Nie będziemy mieli tego zjawiska, które zawsze występowało, że po okresie, w którym jesteśmy, kiedy przychodzą zbiory to nagle następuje stabilizacja cen żywności. A dlaczego to wszystko będzie? Bo wszędzie czego dotkniemy dookoła jest wszędzie presja kosztowa.
Pytanie brzmiało, jak poradziłby sobie z tą sytuacją. Czyli, czy konieczne byłoby wykonanie jakichś powiedziałbym agresywnych ruchów, żeby jakoś sobie z tym poradzić?
Pamiętajmy o tym, że nie tak łatwo jest w takiej sytuacji o agresywne działania, dlatego że to przełoży się na kondycję gospodarki, która tak jest poddana szokowi. Przypomnę, że inflacja producencka w kwietniu to było ponad 20 proc., a więc polski przemysł już sygnalizował, że koszty które rosną i podnosi ceny swoich produktów. Jeśli więc na tym etapie w przemyśle jest 20 proc. to z opóźnieniem miesiąc, dwa, trzy, w zależności od produktu pojawi się to w sklepach. Po drugie proszę zwrócić uwagę, że w zeszłym roku mieliśmy jeszcze dobrą sytuację w handlu zagranicznym, nie tylko w żywności. Duży wzrost bo to było 37,4 mld euro, a dzisiaj przede wszystkim wynika ze wzrostu cen energii, ale pamiętajmy o tym że za chwilę będziemy mieli potężne napięcia w naszym bilansie handlowym i mniejsze dochody w skali i gospodarki budżetu.
No właśnie na jakim poziomie się zatrzymamy z tą inflacją? Jakby pan swym analitycznym okiem ocenił?
Jestem jednoosobowym głosem, ale systematycznie nie tylko na moim Twitterze piszę i okazało się, że także prognozuje. Okazało się że mamy jeden z lepszych wskaźników sprawdzenia, przepowiadanie, jaka będzie inflacja. No proszę popatrzeć półtora roku temu Turcja miała 12-14 proc. dzisiaj oficjalnie ma 72 proc. A więc niewątpliwie wchodzimy w bardzo trudny okres. I stąd moje pytanie, czy leci z nami pilot i czy siłą rozpędu braku racjonalnych działań w przeszłości tej kilkunastu miesięcy rozgrzania gospodarki, pobudzania jej często na kredyt, nie doprowadziliśmy do takiej sytuacji, w której ten proces wyhamowania inflacji nie tylko w Europie, ale przede wszystkim w naszym kraju będzie dużo dłuższy i będzie na wyższych poziomach niż sądziliśmy?
Tym czyli na przykład, czy jakaś liczba?
Ja przewiduję, że w sierpniu, wrześniu to może być nawet w granicach 20 proc.
Czyli sądzi pan, że szczyt będzie w sierpniu, tak? Czy to będzie rozciągnięte?
Już od kilku ładnych tygodni, kiedy czytamy czołowych polskich analityków z czołowych polskich banków, i tych państwowych i prywatnych, to widzimy, że wszystko się przesuwa. I coraz bardziej jest to czarny scenariusz, bo jeszcze kilka miesięcy temu zakładaliśmy, że ten szczyt to będzie maj, czerwiec, a dzisiaj już wiemy, że nie ma żadnych szans na zniesienie tej obniżonej obniżki VAT-u, którą rząd zastosował, że będzie to co najmniej do końca tego roku. I trzeba mieć świadomość, że będziemy mieli wysoką średnioroczną inflację, dwukrotnie większą, niż to było w roku 2021, który przecież też należał w kolejnych miesięcznych odczytach do zbliżania się do rekordów 30-lecia.
Panie premierze, jakie są główne czynniki wpływające w tej chwili na inflację? Czy to jest bardziej efekt pandemii i to zdemolowało finanse, czy może wojna w Ukrainie?
Po pierwsze jeśli chodzi o żywność rosły te ceny od dwóch, trzech lat. Bardzo istotnie wskazywały na to wszystkie te wskaźniki FAO. Doszliśmy do rekordowych poziomów, wystarczyło śledzić cenę na głównych giełdach zbożowych. I tu widzieliśmy wzrosty podwojenia. No dzisiaj ta pszenica na rynku światowym to jest ponad 400 dolarów. Tak więc szacuje ONZ, że 250 milionów ludzi naszego świata dzisiaj w XXi wieku będzie poddane dramatycznym wyzwaniom, z głodem na czele, miejmy tego świadomość. I teraz to drugie, czego nie dostrzegamy. To są bardzo niekorzystne dla produkcji rolnej zjawiska klimatyczne, bo to jest i susza w Stanach Zjednoczonych i huragany w środkowych stanach zbożowa-rolniczych i to przymrozki w Brazylii, susza w Brazylii, susza w Argentynie, susza w Europie.
Bo wystarczy powiedzieć, że ostatni sezon zbożowy pierwsza była Francja w produkcji i eksporcie, drugie Niemcy, trzecia Polska - ponad 7 milionów ton zboża wyeksportowaliśmy. No i jakie mamy sygnały z Francji? Mamy dramatyczne sygnały, że jest głęboka susza. Jeśli w Polsce mamy te 14 województw suszy rolniczej, to zakłada się, że dla zbóż plon od średniego plonu ostatniego dziesięciolecia może być niższy nawet o 20 proc. W związku z tym to wszystko rzutuje. No i dodajmy do tego, że jeszcze dochodzą te problemy z zablokowanym zbożem ukraińskim, że na pewno w eksporcie zboża Rosję w politykę pobudzania kryzysu światowego, bo to wzmocni ją, kiedy zajdą wielkie niepokoje międzynarodowe to po prostu nie będzie gdzie tego zboża kupić. A nawet, jak jest to okazuje się, że mamy kłopoty logistyczne.
Czyli chcą zagłodzić?
Chcą doprowadzić do tego, żeby wzburzone społeczności pod szczególną presją emigracji... Bo warto o tym powiedzieć, że w 2014-2015 ta wielka fala migrantów z południowo-wschodniego otoczenia Europy to było 64 miliony ludzi, poza swoim miejscem zamieszkania w Afryce i na Bliskim Wschodzie szacowano. Dzisiaj tych uchodźców, którzy nie mieszkają w swoim dotychczasowym miejscu pracy jest ponad 100 milionów, w skali całego świata. No i oczywiście te tereny są szczególnie narażone. Wystarczy powiedzieć, że czwarty rok z rzędu pora mokra w środkowej Afryce jest mało mokra. Tam całe społeczności modlą się, żeby wreszcie solidnie popadało. No bo niech o skali zjawiska powie taka dana, że od pierwszego stycznia szacuje się w Somalii i Etiopii zmarło z braku wody i żywności ponad milion krów. Więc jak to się przekłada na sytuację żywnościową w takiej Burkina Faso? 60 proc. ludzi jest zagrożonych głodem. Są kraje, które z kierunku ukraińskiego kupowały 80 proc. swojego importu zbóż, czyli mąki, czyli podstawowego produktu. Nasz prezydent był w Egipcie. Wystarczy choćby opisać sytuację Egiptu i jak to się ma do roku 2010, kiedy była wiosna arabska, bo wtedy ceny na giełdach światowych skoczyły o 30 proc., a w ciągu dwóch tygodni o 38 proc. skoczyła cena mąki, której nie było w Egipcie. I to był egzystencjalny powód wyjścia młodzieży nie tylko w Kairze na ulice. Fala tych napięć może być olbrzymia.
Wróćmy jeszcze na moment do kraju. Mam konkretne pytanie. Do jakiego poziomu powinny wzrosnąć stopy procentowe? No bo one wzrosną.
Oczywiście tutaj niewątpliwie Rada Polityki Pieniężnej stoi przed gigantycznym dylematem. Ciąć głęboko, wywołując szok? No ale wiemy, co to spowoduje dla ceny pieniądza, co spowoduje dla ceny kredytu, jak przełoży się to na gospodarkę.
No bo możemy wejść za chwilę w sytuację, w której będziemy mieli bardzo wysoką w dalszym ciągu inflację, powyżej 12-15 proc., a będziemy mieli dramatyczne sygnały płynące z naszej gospodarki o wejściu w strefę niskiego bardzo albo ujemnego rozwoju z przełożeniem na rynek pracy i z konsekwencjami, nie tylko nie tylko społecznymi. Więc ja zakładam że 8 czerwca Rada Polityki Pieniężnej podniesie stopy procentowe o 75 punktów.
A jaki jest ten sufit, jeżeli chodzi o stopy procentowe pana zdaniem?
Patrząc na Turcję i swego czasu na innych to sufitu nie ma. I to jest właśnie dramatyczne, bo patrzymy na to w ten sposób, że te grupy społeczne, które mogą wywalczyć podwyżki płac tym bardziej się o to upomną. Więc będziemy mieli napięcia między pracownikami, związkami zawodowymi a pracodawcami. Ale są grupy w Polsce, które nie mogą podnieść i teraz bardzo niebezpieczne w tym wszystkim jest choćby to, że w sposób istotny wzrosły koszty polskiej przedsiębiorczości, także ludzi na samozatrudnieniu, także ludzi pracujących w małych i średnich firmach, które nie mają zasobu przetrwania na dłuższy czas nie najlepszego otoczenia działalności gospodarczej.