Strażacy walczą ze skutkami nawałnic, które przeszły nad Mazowszem, a nocą trwały także nad Małopolską. Na południu kraju szczególnie ucierpiały Rzezawa niedaleko Bochni, gdzie część mieszkańców nie ma prądu oraz Jadowniki w powiecie brzeskim. "Zostały zniszczone drogi, pękła rura gazowa. W tym momencie żadnego zagrożenia dla mieszkańców już jednak nie ma" - mówią strażacy.
W Rzezawie wały przerwała niewielka rzeczka Grubka i część mieszkańców nie ma prądu. Najgorsza sytuacja panuje jednak w Jadownikach i w Brzesku. To, co widzę, to przerasta moje najśmielsze oczekiwania - mówił nam w nocy rzecznik prasowy Państwowej Straży Pożarnej w Brzesku Piotr Słowiak. Zostały zniszczone drogi, pękła rura gazowa na skutek naporu wody z potoku, który wypłukał drogę - dodał.
Strażacy wypompowują tam wodę z budynków i znajdujących się przy nich terenów. W tym momencie żadnego zagrożenia dla mieszkańców już nie ma. Woda opada, natomiast nie opadły wody z zagłębień terenu i budynków - wyjaśnił rano. Służby będą dzisiaj pracować na miejscu prawdopodobnie nawet do popołudnia.
W Jadownikach woda zalała co najmniej 20 domów i garaży. Deszcz padał tylko godzinę, ale zdaniem mieszkańców było to oberwanie chmury. Lało, nie tylko padało. Z góry to zeszło i potopiło wszystko na około. Okropnie było. Wszystko powynosiliśmy. Wersalki stoją na cegłach. Wszystko było w wodzie - mówili reporterowi RMF FM.
Najbardziej ucierpiały domy leżące wzdłuż małego potoku Grodnak. Wezbrana woda niosła ze sobą muł i wdarła się do piwnic i garaży. Na co dzień rzeczka, która ma 20 centymetrów wody, a wczoraj to było w ciągu pół godziny, jak woda przebrała. Podniosła się maksymalnie i zaczęła zalewać wszystko. Pozalewała garaże, pralki, lodówki - opowiadał inny z mieszkańców.
Straty po ulewie w okolicy Brzeska można już liczyć w setkach tysięcy złotych. Woda w ciągu 2-3 minut wdarła się na podwórko, a później na parter budynku. W domu było ponad 80 cm wody. Zalało wszystko - szafy, łóżka. To jest wszystko do wyrzucenia. Piec, dwa samochody... Dosłownie koszmar, nie da się tego opisać - podkreśla w rozmowie z Maciejem Grzybem pani Krystyna.
W najtrudniejszej sytuacji są te osoby, które nie ubezpieczyły swoich domów. Mogą one liczyć jedynie na pomoc gminy lub rodziny. Nawet ci, którzy mają polisę, zastanawiają się natomiast, czy wystarczy im pieniędzy na remont. Władze gminy zapowiadają, że gdy tylko uda się usunąć wodę z zalanych domów, do pracy przystąpią komisje szacujące straty.
Sprzątanie po ulewie może potrwać nawet kilka dni. Brakuje natomiast urządzeń do osuszania ścian. Nie ma także dużych kontenerów na zniszczone przez wodę meble, pralki i lodówki. Władze zapewniają, że pojemniki na odpady są w drodze, ale zapotrzebowanie na nie jest tak duże, że nie wszędzie udało się je jeszcze ustawić.
Burze pojawiły się nie tylko nad Małopolską, ale i Mazowszem. Tam tylko do wieczora strażacy interweniowali 250 razy. Najwięcej pracy mieli w powiecie żyrardowskim oraz w Sochaczewie, Grodzisku i Ciechanowie. Doszło tam do lokalnych podtopień, połamane zostały także drzewa. Jest poruszony cały powiat. Mam nadzieję, że to się powoli skończy, bo sił już powoli brakuje - mówił wczoraj naszemu dziennikarzowi naczelnik Ochotniczej Staży Pożarnej w Żyrardowie Paweł Banaszkiewicz.
W Mariance niedaleko Mińska Mazowieckiego ucierpiały dwie osoby. Byli to pasażerowie samochodu, na które spadło drzewo. Z urazami kręgosłupa trafili do szpitala.
Jak poinformował rzecznik komendanta głównego PSP Paweł Frątczak, w ciągu ostatniej doby strażacy interweniowali w sumie prawie 700 razy. Zabezpieczali budynki przed zalaniem, umacniali wały przeciwpowodziowe i usuwali z dróg powalone przez wichury drzewa - wyjaśnił. Dodał, że najwięcej pracy mieli w woj. mazowieckim. Poza tym usuwali także skutki nawałnic na Pomorzu, Dolnym Śląsku, Lubelszczyźnie oraz na Warmii i Mazurach.