"Uznajmy fakt, że kurczymy się jako społeczeństwo i starzejemy, i że brakuje nam coraz bardziej pracowników. Wskażmy, gdzie tych pracowników brakuje, jakich kompetencji w naszych kadrach nie ma wystarczająco i wymyślmy, jak będziemy te braki uzupełniać korzystając z imigracji" - tak na antenie Radia RMF24 mówił Łukasz Komuda, analityk rynku pracy, ekonomista, edukator i popularyzator nauk społecznych z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych.
Musimy mieć jakieś miejsce zamieszkania dla osób, które będą do nas przyjeżdżać. Musimy zadbać o to, żeby one uczyły się języka, jeżeli mają tutaj się zakorzenić i zostać na stałe, poprawiając tym samym nasz bilans demograficzny. To jest bardzo złożona rzecz, której do tej pory nie przemyśleliśmy - wyjaśniał ekonomista w rozmowie z Tomaszem Weryńskim.
Jak podkreśla analityk, jeszcze 10 lat temu polska populacja rosła i tego problemu nie było, ale w tym momencie należy uważniej przyjrzeć się tej kwestii.
Albo zdecydujemy się na mądrą, a ona będzie też kosztowna, politykę migracyjną i będziemy dalej się rozwijać, albo zdecydujemy się, że zamykamy nasze drzwi na imigrację, co nam bardzo utrudni uzupełnianie braków na rynku pracy. Wtedy będziemy mieli długoterminowo dużo większe problemy z tym, żeby naszemu krajowi zapewnić przyszły rozwój gospodarczy - powiedział.
Na polskim rynku pracy, nawet pomimo wybuchu pełnoskalowej wojny na Ukrainie, jak zauważa Komuda, udział przybyszów z tego państwa w ogólnej liczbie obcokrajowców się zmniejsza.
Jeszcze w 2016 roku Ukrainki i Ukraińcy stanowili ponad 90% pracowników spoza Unii Europejskiej, którzy legalnie w Polsce pracowali. W tej chwili stanowią mniej więcej 2/3. W pozostałej 1/3 na pierwszym miejscu uplasowali się Białorusini, których było w zeszłym roku około 150 tysięcy. Gruzinów było ponad 100 tysięcy, a blisko 100 tysięcy było przybyszów z krajów byłych republik radzieckich Azji Środkowej - przybliżał gość Tomasza Weryńskiego.
Ciekawa sytuacja kształtuje się natomiast w kontekście zezwoleń na pracę wydawanych obcokrajowcom. W pierwszej 10 państw, z których pochodzi największa liczba osób, które takowe otrzymują, jak przytacza ekspert, znaleźć możemy chociażby Indie, Filipiny czy Nepal.
To jest coś zupełnie nowego, co do tej pory występowało bardzo skromnie na naszym rynku pracy, a teraz zdaje się bardzo wyraźnie rosnąć - powiedział ekonomista.
Przed pandemią bardzo często mówiło się o tym, że mamy aktualnie do czynienia z rynkiem pracownika. Ekspert uważa jednak taką narrację za zbyt upraszczającą. Tak naprawdę w Polsce nie ma jednego rynku pracy, tylko jest 380 rynków powiatowych i one się bardzo od siebie różnią - argumentował.
Komuda zwraca także uwagę, że dla pracownika z dużym doświadczeniem i poszukiwanymi kompetencjami, szukanie pracy nigdy nie będzie wyzwaniem. Ale większość z nas nie jest w tak korzystnej sytuacji.
Ale faktem jest, że polski rynek w ciągu ostatniej dekady bardzo się zmienił i przed pandemią było bardzo wyraźnie widać, że siła negocjacyjna pracowników się poprawiła. Teraz jest gorzej niż było w 2019 roku, ale nie dużo gorzej - wyjaśniał gość Radia RMF24.
Analityk podkreśla także, że jeżeli sytuacja gospodarcza się poprawi, to miejsc pracy zacznie przybywać, a pracownicy znowu znajdą się w korzystniejszej pozycji negocjacyjnej. Podobnie osobom poszukującym pracy, sprzyja aktualna sytuacja demograficzna.
Opracowanie: Dorota Hilger