Katastrofalny stan infrastruktury drogowej to jedna z głównych przyczyn wypadków - wynika z opisującego ostatnią dekadę raportu NIK. Do dokumentu dotarli reporterzy RMF FM. Jeszcze w 2009 blisko jedna czwarta tras krajowych miała niebezpieczne koleiny i popękaną lub nierówną nawierzchnię. Co piąta była zbyt śliska. Według GDDKiA 40 procent dróg wymaga pilnego remontu. Na łatanie dziur nie ma jednak pieniędzy.
Jesteśmy cierpliwi, wiemy, że nie od razu można poprawić wszystko - mówi Marek Konkolewski z Komendy Głównej Policji. Wszystko ma jednak swoje granice. Jeżeli jadę samochodem, wpadam w dziurę, o mały włos nie urywam sobie koła, nie tracę panowania nad autem, to nie może dojść do takiej sytuacji, że jadę dalej, albo omijam, bo mnie się udało. Trzeba dzwonić do zarządcy drogi, trzeba żądać, żeby ta sytuacja została naprawiona - dodaje.
Ktokolwiek jednak próbował to zrobić, wie, że od zarządcy najczęściej można usłyszeć: nie mamy pieniędzy. Policji to nie przekonuje. Podejrzewam, że nie mają pieniędzy na to, żeby zmodernizować w 100 proc. wszystkie drogi publiczne. Natomiast jeśli jest jakaś dziura, wyrwa, koleina, która realnie zagraża życiu i zdrowiu - no nie ma się co oszukiwać, no trzeba reagować - twierdzi Konkolewski.
W tym roku pieniędzy na remonty jednak nie ma.
W ubiegłym roku na polskich drogach zginęło prawie 4000 osób. Skutki wszystkich wypadków kosztują każdego Polaka aż 900 złotych rocznie - mówi w rozmowie reporterem RMF FM Pawłem Świądrem, Janusz Popiel, szef stowarzyszenia osób poszkodowanych w wypadkach drogowych.
Biorąc pod uwagę 4-osobową rodzinę w ciągu 10 lat możemy uzbierać na dobry samochód. Ryzyko, że zginę w wypadku, w porównaniu np. do mieszkańca Londynu jest trzykrotnie większe. Ja pytam dlaczego? Powinniśmy żądać od naszych polityków konkretów - dodaje.