"Od lat 70. na świecie pracuje się generalnie coraz krócej. W Polsce również to następuje, co jest bardzo mocno związane z liczbą dni roboczych, którą mamy w kalendarzu. I tutaj mam na myśli dni robocze po odjęciu wszystkich weekendów, dni ustawowo wolnych, ale też urlopów, które nam przysługują. Jeżeli my zrobilibyśmy takie szacunki, to w takim standardowym przeciętnym tygodniu pracy my pracujemy mniej więcej 4,4 dnia, więc na te 5 dni robocze rzadko jest tak, że faktycznie wypracowujemy wszystko" – mówił w radiu RMF24 Andrzej Kubisiak, ekspert rynku pracy z Polskiego Instytutu Ekonomicznego, z którym rozmawiał Krzysztof Urbaniak.
Krzysztof Urbaniak, radio RMF24: Dlaczego niektórzy z nas pracują po godzinach? Jakie są statystyki?
Andrzej Kubisiak, ekspert rynku pracy z Polskiego Instytutu Ekonomicznego: Trzeba powiedzieć, że Polska jest jednym z tych krajów, w których pracujemy relatywnie dużo. Jeżeli porównujemy się do krajów Unii Europejskiej, to taki średni tydzień pracy, to jest około 39,7 godz. przepracowanych w tygodniu. To jest trzeci wynik w całej Unii Europejskiej.
Czyli Polak to pracoholik w Europie?
Nie do końca. To trochę wynika też z tego, jaką mamy strukturę rynku pracy. Ten bardzo wysoki wynik pochodzi z tego, że mamy bardzo niski udział w Polsce pracy na część etatu, np. 20 godzin w tygodniu, 30 godzin w tygodniu. Bardzo mało osób w Polsce tak pracuje, na tle innych krajów. Przez to ta średnia jest tak bardzo wysoka, bo gdy patrzymy z kolei na dane np. OECD dotyczące tego, jak wielu ludzi w poszczególnych krajach pracuje np. 60 godzin, bądź więcej - i tutaj byśmy ich pewnie podejrzewali o pracoholizm - to Polska jest poniżej średniej OECD z wynikiem 3,2 proc., a średnia w OECD to jest 4,4 proc. A podobne wyniki jak Polska mają chociażby Włosi, Portugalczycy czy Amerykanie, więc nie odstajemy tutaj pod tym względem. Więc trzeba powiedzieć, że jeżeli chodzi o długość pracy taką ponad normatywną, jesteśmy trochę podobni do innych narodów. Natomiast faktycznie pracujemy długo w tym naszym podstawowym wymiarze czasu pracy, bo rzadko pracujemy tylko na część etatu.
Pracoholizm często zaczyna się od tego, że nie mamy wyboru, że szef każe. Czy możemy w ogóle odmówić zostawania po godzinach? No bo przecież praca sama się nie zrobi.
Kodeks pracy to dosyć jasno reguluje i tam, gdzie mamy do czynienia z osobami, które są zatrudnione w ramach umów kodeksowych, tam jest dosyć jasno określone jaki jest maksymalny wymiar czasu pracy i jakie są świadczenia związane z nadgodzinami. Pracownicy mają możliwość, albo powinni mieć możliwość, żeby oczekiwać respektowania tych warunków. Są też dane w tym zakresie, które pokazuje agencja ADP, międzynarodowa firma, która bada też rynek pracy na świecie i Polacy prawie 6 godzin rocznie mają takich nadgodzin nieewidencjonowanych zupełnie przez nikogo i za które nie dostają dodatkowego wynagrodzenia. Tutaj na tle Europy wypadamy lekko poniżej średniej, ale nadal to nie jest żadne pocieszenie, bo te nadgodziny występują i niestety dalej Polacy też muszą ich doświadczać.
A jakie są tendencje? Czy my pracujemy więcej niż kiedyś, na przykład niż 10 lat temu, czy może trochę mniej?
Tutaj na szczęście mamy też sporo danych, które biegną sobie od mniej więcej początku lat 90. Dzisiaj realnie w ciągu roku tych godzin przepracowanych mamy około 1 770. Na początku lat 90. to było ponad 1900 godzin. Czyli ta różnica między początkiem lat 90. a obecnie, to jest ponad 130 godzin, co byśmy przełożyli mniej więcej na 17 dni roboczych, liczonych po 8 godzin, więc pracujemy krócej. To jest tendencja ogólnoświatowa. Od lat 70. na świecie pracuje się generalnie coraz krócej. W Polsce również to następuje, co jest bardzo mocno też związane z liczbą dni roboczych, którą mamy w kalendarzu. I tutaj mam na myśli dni robocze po odjęciu wszystkich weekendów, dni ustawowo wolnych, ale też urlopów, które nam przysługują. Jeżeli my zrobilibyśmy takie szacunki, to w takim standardowym przeciętnym tygodniu pracy my pracujemy mniej więcej 4,4 dnia, więc na te 5 dni robocze rzadko jest tak, że faktycznie wypracowujemy wszystko. Oczywiście my kumulujemy te długie weekendy, kumulujemy wyjazdy, urlopy. Przed nami teraz chociażby długi weekend, więc zakładam, że część szczególnie dużych ośrodków miejskich już dzisiaj albo we wtorek będzie opustoszała. Ale gdy realnie to przełożymy na liczbę dni, przepracowanych godzin, to jest ich wyraźnie mniej, niż to, co nam się często też zwyczajowo wydaje.
Mówił pan przed chwilą, że pracujemy średnio 4,4 dnia. Czyli ten pomysł z testowaniem czterodniowego tygodnia pracy to dobry pomysł?
Z mojej perspektywy to plan na najbliższą dekadę, bądź nawet dwie, żeby takie działania przeprowadzić. Trzeba się do nich odpowiednio przygotować i wdrażać je bardzo stopniowo, chociaż jako trend on wydaje się nieuchronny. Tak jak wspominałem wcześniej, już od przynajmniej pięciu dekad pracujemy coraz krócej w krajach rozwiniętych, również w Polsce, więc to prędzej czy później nastąpi, że będziemy pracować cztery dni w tygodniu. Tylko żeby to wprowadzić, potrzeba na to czasu i zrobić to z głową, żeby to rozwiązanie nie było szkodliwe dla gospodarki, a było z korzyścią. Też trzeba powiedzieć o tym dosyć jasno, w Dzień Pracoholizmu dobrze, żeby to wybrzmiało, Polacy to jest jeden z tych narodów w Europie, który ma największy problem z wypaleniem zawodowym, a więc też jednostką chorobową, kolejną po pracoholizmie związaną z tym, że często nawet osoby bardzo młode wpadają w stany depresyjne, lękowe, stresowe, mają apatię, niechęć do podejmowania zatrudnienia, co się kończy często niestety depresją, która też wiemy, że jest bardzo poważną chorobą.
Teraz laptopy, komórki, zegarki, wszystko jest połączone i nawet na urlopie dostajemy służbowe maile. Czy powinniśmy robić sobie takie twarde odcięcie? Zostawiamy gdzieś, jesteśmy w głuszy, jesteśmy poza zasięgiem?
To jest, wydaje się, że niezbędne, przynajmniej dwa tygodnie w roku warto, żeby mieć taki absolutny odpoczynek, odcięcie się od świata zawodowego, służbowego. Warto jest, żeby do tego dobrze się też przygotować, żeby pozamykać większość rzeczy, które się da zamknąć w pracy, zostawić to kolegom, którzy na pewno świetnie pociągną temat, jak nas nie będzie przez te dwa tygodnie. Trzeba uwierzyć w to, że nie jesteśmy niezastępowalni, czyli że w ramach firm, organizacji, zakładów pracy nasza praca może być wykonywana przez kogoś innego, przez ten krótki okres jednak dwóch tygodni i spróbować się tak do tego przygotować, żeby właśnie nie odbierać tych maili, nie odbierać telefonów, móc odciąć się od świata zawodowego. On i tak nas później wciągnie czy nam się to podoba, czy nie. Po powrocie z urlopu i tak doświadczymy tego zderzenia się z rzeczywistością. Ale chodzi o to, żeby urlop nie był tym etapem stresu przygotowania się do urlopu, a potem jeszcze stresem w czasie urlopu - co to będzie, jak mnie nie będzie. A potem jeszcze kolejnym stresem po powrocie. To raczej ma być okres na wytchnienie, na regenerację, na poprawę kondycji szczególnie psychicznej, ale też i często fizycznej. Żebyśmy mogli później z czystą głową i bardziej wydajni też wrócić do pracy.