„Będziemy mieć związane ręce, nie mówiąc o kontroli i pełnej inwigilacji, która nam grozi” - mówi o założeniach noweli Prawa oświatowego, tzw. "lex Czarnek" dyrektorka łódzkiej szkoły. Nowe prawo jeszcze nie zostało uchwalone, a w konkursach na stanowiska dyrektorów szkół już brakuje chętnych.

W piątek (04.02.) Senat w głosowaniu opowiedział się za odrzuceniem w całości nowelizacji ustawy Prawo oświatowe, m.in. wzmacniającej rolę kuratorów oświaty i zmieniającej zasady funkcjonowania organizacji pozarządowych w szkołach i w placówkach oświatowych. Teraz nowelizacja wraca do Sejmu.

Proponowane przez resort edukacji i nauki zmiany budzą niepokój w środowisku oświatowym. Chodzi m.in. o zapis, że jeśli dyrektor szkoły lub placówki oświatowej nie zrealizuje zaleceń wydanych przez kuratora oświaty, kurator będzie mógł wystąpić do organu prowadzącego szkołę lub placówkę z wnioskiem o odwołanie dyrektora w czasie roku szkolnego, bez wypowiedzenia.

Organ prowadzący będzie miał 14 dni na odwołanie dyrektora. Jeżeli tego nie zrobi, to powierzenie stanowiska dyrektora wygaśnie 14 dni po otrzymaniu wniosku. W nowelizacji nie przewidziano drogi odwołania się.

Możliwość utraty pracy, uzależniona od decyzji kuratora, to nie jest jedyna rzecz, która budzi sprzeciw. Dyrektorzy, którzy od lat kierują szkołą, nie rozumieją, dlaczego mają stracić możliwość swobodnej pracy. Zmiany oświatowe jeszcze nie obowiązują, a już widać ich oddziaływanie.

Największym problemem i obawą jest to, że będziemy mieć związane ręce i nie będziemy mogli szybko podejmować decyzji - mówi w rozmowie z reporterką RMF FM Magdalena Prokaryn-Dynarska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 w Łodzi. Są uczniowie, którzy wymagają wsparcia instytucji zewnętrznych, uzupełniających działania psychologa, pedagoga i wychowawcy. Kilkutygodniowe czekanie na pozwolenie, żeby taka instytucja nam pomogła, naprawdę może skończyć tragicznie - dodaje.

Już brakuje chętnych na stanowiska dyrektorów szkół

Atmosfera jest nerwowa, bo dyrektorzy, którzy od lat z sukcesami prowadzą szkoły, nie wyobrażają sobie zabierania im ich kompetencji. Dlatego już dziś jest kłopot ze znalezieniem chętnych na to stanowisko.

Rozmawiamy ze sobą i wiemy, że już w tym momencie, kiedy są ogłaszane konkursy na stanowiska dyrektorów, dyrektorzy dziękują za podejmowanie kolejnej kadencji - tłumaczy Magdalena Prokaryn-Dynarska. Nie chcą być inwigilowani, za to chcą możliwości swobodnej pracy z zespołem, który znają. Wszyscy wiemy, że brakuje nauczycieli do pracy, a za moment zabraknie też dyrektora - puentuje dyrektorka.

Samorządowcy podkreślają, że problemem jest nie tylko "lex Czarnek". Na trudną sytuację oświatową składa się wiele elementów. 

Liczy się kontekst. Samo "lex Czarnek" bez kontekstu - nie wiem, czy doprowadziłoby do takiej sytuacji, że dyrektorów byłoby mniej - mówi w rozmowie z reporterką RMF FM Monika Chabior, zastępczyni prezydent Gdańska ds. rozwoju społecznego i równego traktowania. Natomiast to, co się dzieje w szkołach, że partia rządząca nie zajmuje się faktycznie potrzebami szkół i dyrektorów i tym, w jaki sposób z nimi pracować, w jaki sposób rekrutować pracowników i ich motywować, ale koncentruje się na ideologicznych wycieczkach powoduje, że szkoły są zaniedbane od wielu lat konsekwentnie niszczone. Widzieliśmy reformę Zalewskiej, widzieliśmy, co się działo podczas strajku nauczycieli. Jakość i witalność naszych szkół jest rozwijana dzięki zaangażowaniu samorządów, nauczycieli, organizacji pozarządowych i rodziców. To wszystko powoduje, że i tak trudna rola dyrektora jest coraz mniej atrakcyjna - podsumowuje Monika Chabior.

Za "lex Czarnek" czai się "lex Wójcik"

"Lex Czarnek" ogranicza samodzielność dyrektorów, także w zakresie współpracy z organizacjami pozarządowymi. To zniechęca kandydatów na to stanowisko. Ale jest jeszcze kolejny, niepokojący środowisko projekt.

Zaraz za "lex Czarnek" czai się "lex Wójcik" - dodaje zastępczyni prezydent Gdańska. A to już bardzo konkretna groźba dla dyrektorów, bezpośrednio w nich wymierzona, ponieważ przenosi sankcję karną z prawa karnego do prawa oświatowego.

"Lex Wójcik" mówi o odpowiedzialności karnej za przekroczenie uprawnień albo niedopełnienie obowiązków, związanych z opieką albo nadzorem nad dziećmi i młodzieżą. Ma dotyczyć m.in. osób kierujących jednostkami oświatowymi.

Nie tylko planowane zmiany, ale niepokój im towarzyszący i ryzyko, że kurator - o ile jego uprawnienia zostaną zwiększone - będzie mógł bez wypowiedzenia, w trakcie roku szkolnego zwolnić dyrektora, który od takiej decyzji nie będzie mógł się odwołać, sprawiają, że już dziś samorządy mają problem z chętnymi do kierowania szkołą.

Fakty są takie, że już teraz na konkursy dyrektorskie zgłaszają się, jeżeli dobrze pójdzie, jedna kandydatka albo jeden kandydat na jedno miejsce, zdarza się, że nikt się nie zgłasza, a kiedy zgłoszą się dwie osoby, to możemy mówić o sukcesie - podsumowuje Monika Chabior.

Przykładowo, z danych ze Szczecina wynika, że 61 proc. nauczycieli przedmiotów ścisłych to osoby w wieku 40-61 lat, które sukcesywnie będą odchodzić z zawodu. A nowych osób, które chcą zawodowo związać się właśnie ze szkołą, jest coraz mniej. W innych miastach z pewnością nie jest lepiej.

I na ten problem nie mamy w Polsce pomysłu - mówi zastępczyni prezydent Gdańska. I to jest właśnie mój zarzut do MEiN, że nie zajmuje się szukaniem odpowiedzi na kluczowe pytanie: kto będzie uczył dzieci za rok, za dwa czy za pięć?

Chaos i zdenerwowanie w środowisku wywołał również Polski Ład, który niekorzystnie oddziałuje na wynagrodzenie nauczycieli, często pracujących w więcej niż jednej szkole. Od stycznia na swoich rachunkach widzą niższą pensję.

Mogę podać przykład konkretnej osoby, z którą rozmawiałam i której w styczniu Polski Ład zabrał 200 złotych. Po rozporządzeniu ogłoszonym przez pana premiera, z tej kwoty odzyskała 5 zł, a na koniec roku i tak będzie musiała to prawdopodobnie oddać. To jest absurd - mówi wiceprezydent Chabior.

Opracowanie: