Polska nie jest bezpośrednio zagrożona, zdarzają się incydenty, szczególnie w powietrzu; wydaje się ciągle mało prawdopodobne, aby Rosja zdecydowała się na otwarty konflikt z NATO - mówił w TVN24 premier Donald Tusk. Wywiad odbył się przed spotkaniem szefa polskiego rządu i prezydenta Andrzeja Dudy z prezydentem USA Joe Bidenem.
Szef rządu w wywiadzie dla TVN24 był pytany, czy w różnych scenariuszach bierze pod uwagę wojnę Polski "o przetrwanie i istnienie".
Tusk powiedział, że nie jest jego zadaniem wprowadzać Polaków w zły nastrój, ale mając takie położenie geograficzne, "musimy być świadomi, że wypieranie tego, co się dzieje wokół nas, nie zwiększa naszego bezpieczeństwa".
Polska nie jest bezpośrednio zagrożona. Zdarzają się, jak wiemy, incydenty, szczególnie w powietrzu. Nie ulega wątpliwości, że Rosja nie jest i nie będzie w przyszłości pokojowo nastawiona do zachodu, do NATO, a szczególnie do zachodniej flanki NATO, w tym do Polski. Ale wydaje się ciągle bardzo mało prawdopodobne, aby Rosja zdecydowała się na otwarty konflikt z NATO. Kiedy to się stanie bardziej prawdopodobne? Jeśli NATO przestanie praktycznie funkcjonować - powiedział Tusk.
Premier Tusk został zapytany o uzgodnienia z prezydentem Andrzejem Dudą przed ich wspólnym spotkaniem z prezydentem USA Joe Bidenem.
Premier zaznaczył, że w kwestiach bezpieczeństwa czy wzajemnych zobowiązań sojuszniczych kontakty między poszczególnymi ośrodkami w Polsce oraz z USA trwają nieustannie, także w kwestii propozycji, które mogłyby paść podczas spotkania liderów. Byłbym ostrożny z takimi oczekiwaniami, co do których jest prawie pewne, że nie zostaną zrealizowane - powiedział szef rządu.
Dopytywany, czy chodzi o poniedziałkową deklarację prezydenta Dudy, który podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego zapowiedział, że będzie apelował do sojuszników z NATO o przyjęcie progu 3 proc. wydatków na obronność, Tusk stwierdził, że "prezydent ma prawo do formułowania swoich inicjatyw".
Absolutnie nie odbieram tego prawa nikomu, a przede wszystkim prezydentowi Rzeczpospolitej. Natomiast od razu zadałem to pytanie, czy nie jest ważniejsze, żeby skłonić naszych partnerów, żeby wywiązali się z tych 2 proc. (obecnie przyjęty w NATO próg wydatków na obronność - PAP) i szczerze powiedziawszy, gdyby wszyscy wywiązali się z tego 2 proc. progu, to prawdopodobnie mieli więcej pieniędzy niż jest do zakupu broni na całym świecie - ocenił Tusk.
Uprzedzałem pana prezydenta, żeby założył z góry, że nie będzie entuzjastycznej odpowiedzi na tego typu propozycje. Pan prezydent ma też swoje argumenty, mówiąc, że jest gotowy zaryzykować, powiedzieć 3 proc. - to może to zmobilizuje tych, którzy nie płacą nawet 2 proc., żeby podziałało to nich jako taki zimny prysznic. Ale nie sugeruję w żadnym wypadku żadnej złej woli... jest OK - dodał premier.
Premier Donald Tusk powiedział, że odpowiedzialność za to, co się dzieje na świecie, jest w przypadku Polski większa niż w przypadku większości krajów europejskich.
Jesteśmy jedynym państwem Zachodu, które graniczy i z Rosją, i z Białorusią, i z Ukrainą, jesteśmy największym państwem regionu, płacimy najwięcej pieniędzy na własną obronę, jesteśmy najbardziej stabilnym partnerem dla Stanów Zjednoczonych- wyliczał premier Donald Tusk.
Musimy być przygotowaniu, by ten zły scenariusz się nie ziścił - tłumaczył.
Podkreślił, że wizyta jego i prezydenta Andrzeja Dudy w USA nie jest wizytą "celebrującą" rocznicę wejścia Polski do NATO, bo - jak mówił - nie jest to odpowiedni czas na celebrację. Jak dodał, wizyta odbywa się dlatego, że mamy sytuację wojenną - dla niektórych, i przedwojenną - dla całego świata.
Tłumaczył, że w stosunku do Rosji i Ukrainy panuje w Polsce konsensus polityczny i "to jest nasz skarb".
Bardzo chciałbym, żeby nasi sojusznicy, w tym Stany Zjednoczone mogły powiedzieć to o sobie. Że niezależnie od tego, kto rządzi, kto wygra wybory, kilka rzeczy jest stałych i nienaruszalnych, w tym solidarność wynikająca z więzi transatlantyckich - mówił Tusk. Gdyby wszyscy w NATO, łącznie ze Stanami Zjednoczonymi byli tak przewidywalni jak Polska w sprawach bezpieczeństwa - podkreślił szef polskiego rządu.
Żeby skutecznie odstraszyć Putina - zarówno jeżeli chodzi o jego działania na Ukrainie, jak i ewentualne agresywne zamiary wobec Europy - Europa musi uwierzyć w to, że jest możliwe, nawet w szybkim czasie, przekształcenie potęgi finansowej, gospodarczej, też jeżeli idzie o populację, w potężną siłę militarną - powiedział szef rządu.
Według premiera, jeśli Europa będzie "tak silna militarnie, jak jest gospodarczo, finansowo, technologicznie, kulturowo, to nikt na świecie nie zdecyduje się na jakiekolwiek agresywne kroki wobec Europy".
W ocenie Tuska w taki sposób najskuteczniej możemy pomóc Ukrainie.
Zapytany o to, gdzie wyobraża sobie obronę Rzeczypospolitej: 500 kilometrów od Kijowa, pod Kijowem, blisko Lwowa czy na terenie naszego kraju, odparł: "Nie dam się wciągnąć w spekulacje, gdzie polski żołnierz ma się znaleźć z bronią w ręku w obronie ojczyzny".
Na razie musimy robić wszystko, żeby pomagać tak Ukrainie, żeby Putina zastopować na froncie ukraińsko-rosyjskim. Nie spekulujmy o tym, jak będzie wyglądał możliwy, ale, moim zdaniem, do zapobieżenia, czarny scenariusz - zaznaczył premier.
W opinii szefa rządu "powoli rodzi się świadomość, że Europa musi być coraz bardziej samodzielna, dojrzała, że okres militarnego, geopolitycznego dzieciństwa i wczesnej młodości jest za nami". Należy zakładać, niezależnie od tego, kto wygra wybory w Stanach (Zjednoczonych), że te oczekiwania ze strony Ameryki będą coraz większe wobec Europy, jako całości - zaznaczył.
Szef rządu zaznaczył, że sankcje na Rosję "muszą przestać być sankcjami fikcyjnymi".
Pół Europy dalej handluje z Rosją i Białorusią, wiele firm, w Polsce też, omija skutecznie sankcje, bo jakoś nikt nie jest zainteresowany, żeby to egzekwować naprawdę z całą mocą - powiedział Tusk.
Dodał, że są także zamrożone rosyjskie aktywa, które - jak mówił - wystarczyłyby na poprowadzenie zwycięskiej wojny. Dopytywany, dlaczego nie można ich użyć, premier odpowiedział: "bo akurat w tych stolicach, gdzie słyszymy gromkie, proukraińskie słowa, jak przychodzi co do czego, na przykład, kiedy mówimy: weźmy te aktywa rosyjskie, przekażmy je Ukrainie, to się okazuje, że są jakieś problemy".
Dzisiaj z dumą mogę powiedzieć, że Polska zachowuje się niezwykle racjonalnie i odpowiedzialnie, odważnie, ale bez hazardu - powiedział premier.
Szef rządu w wywiadzie dla TVN24 był pytany o liczebność polskiej armii. Jak wiadomo, ta liczba 300 tys. żołnierzy padała już w przeszłości. Dla mnie rzeczą bardzo ważną jest, żebyśmy mówili o liczbie żołnierzy, którzy będą gotowi do walki w sytuacji krytycznej - odpowiedział. Dodał, że "nie możemy dzisiaj lekceważyć kwestii liczebności armii".
Premier ocenił, że "niektórzy na Zachodzie" ciągle chyba nie zdają sobie sprawy, że na nowoczesnym polu walki, co pokazuje wojna w Ukrainie, rozstrzygające mogą być dwie kwestie. Pierwszą z nich jest amunicja. Artyleria, jeśli chodzi o wojnę na lądzie, jest absolutnie kluczowa i my dzisiaj mamy wszędzie te braki amunicji - wyjaśnił. Przekazał, że drugą kwestią jest mobilizacja ludzi, czyli liczba żołnierzy.
Tusk przypomniał, że przygotowywane będą nowe plany operacyjne, co zapowiadał już wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz.
Sytuacja się zmieniła. Poprzednicy mieli przygotowane i przyjęli plany operacyjne, to jest strategię, w roku 2022. Ale sam prezydent Duda wczoraj stwierdził, że tak dużo się zmieniło w ciągu tych niespełna dwóch lat, że oczywiście musimy pilnie przygotować nowe plany operacyjne - wyjaśnił.
Dodał, że to z nich będą wynikały dokładne liczby. Jednak, jak zaznaczył, najważniejsze jest, żeby to wojsko było przygotowane do podjęcia działań.
W wywiadzie dla TVN24 Tusk podkreślił, że wszyscy są skoncentrowani na tym, aby nie zrealizował się negatywny scenariusz postępów Rosji na Ukrainie. Jeszcze wczoraj do późnych godzin nocnych rozmawiałem z kilkoma przedstawicielami administracji amerykańskiej, którzy są odpowiedzialni za bezpieczeństwo zewnętrzne i wewnętrzne Ameryki i wszyscy są skoncentrowani przede wszystkim na tym, aby w Ameryce odblokowano pieniądze dla Ukrainy - przekazał premier.
Według szefa rządu obecnie jest atmosfera, aby "mobilizować siebie nawzajem i innych partnerów, żeby wspomóc Ukrainę". Musimy traktować poważnie odpowiedź Joe Bidena już kilkanaście godzin temu, że na razie Stany Zjednoczone nie przewidują zwiększonej ilości amerykańskich żołnierzy na naszym terytorium - zaznaczył Tusk.
NATO musi przyjąć do wiadomości, że jeśli nie dziś, to jutro, jeśli nie jutro, to pojutrze, ale prawie dosłownie te możliwości operacyjne NATO na wschodniej flance muszą być zdecydowanie większe niż dzisiaj - podkreślił Tusk.
Jak zapewnił, "Polska jest gotowa wydawać bardzo duże pieniądze na zbrojenie". Tak naprawdę ja też będę mówił o tym bardzo otwarcie - tylko silna Polska zagwarantuje stabilność całego regionu, a niestabilny region prędzej, czy później oznacza dramatyczne kłopoty dla całego Zachodu. Chciałbym, aby to dziś dotarło do wszystkich naszych rozmówców, że silna, wyposażona i wspomagana przez sojuszników Polska to już nie tylko kwestia naszego bezpieczeństwa, to kwestia bezpieczeństwa całego Zachodu - mówił polski premier.
Nasi partnerzy muszą zrozumieć, że ich bezpieczeństwo oznacza konieczność inwestowania w Polsce pieniędzy, ludzi i infrastruktury natowskiej - wskazał Tusk.
Prezydent Duda zapowiedział na poniedziałkowej RBN, że podczas wizyty w Białym Domu i kolejnej w Kwaterze Głównej NATO w Brukseli chce zaproponować "by państwa NATO wspólnie zdecydowały, że wymaganiem Sojuszu będzie wydatkowanie nie tyle 2 proc., co 3 proc. PKB na obronność". To będzie granica, poniżej której absolutnie nie będzie zalecane schodzić - przekazał prezydent.
Państwa członkowskie NATO na mocy Traktatu Północnoatlantyckiego zobowiązane są do ciągłego utrzymywania i rozwoju własnych zdolności obronnych; obecnie NATO uznaje, że do spełnienia tego wymogu każde państwo powinno wydawać co najmniej 2 proc. własnego PKB, jednak część państw tego wymogu nie spełnia. Obecnie największy odsetek PKB na obronność przeznacza Polska (4,23 proc. PKB), na drugim miejscu są USA, wydające ok. 3,5 proc. PKB. Powyżej progu 2 proc. plasują się jeszcze m.in. państwa bałtyckie czy Wielka Brytania, nie spełniają go natomiast państwa takie jak Francja, Holandia, Czechy, Włochy czy Kanada. W tym roku próg 2 proc., wedle deklaracji kanclerza Olafa Scholza, osiągnęły Niemcy.