​Córka pary żeglarzy z Gdańska, którzy są poszukiwani na Atlantyku, nawiązała kontakt z matką. Jej męża niestety nie ma na pokładzie. To nowe informacje w sprawie trwającej akcji poszukiwawczo-ratunkowej.

67-letnia pani Elżbieta przekazać miała córce, że jej mąż wypadł za burtę we wtorek. Kobieta rzuciła mu żagiel, który - jak zostanie rozłożony - nie tonie. 67-latka nie ma jednak doświadczenia żeglarskiego, więc nie była w stanie sama pokierować jednostką.

W czwartek kobiecie udało się na 15 sekund dodzwonić do córki, pani Agnieszki. Po logowaniu telefonu komórkowego udało się ustalić aktualną pozycją jachtu, który znajdował się blisko 500 mil morskich na wschód od Barbadosu. Samolot służby poszukiwania i ratownictwa zlokalizował poszukiwaną łódź. Służby mają dotrzeć do niej w ciągu kilku godzin.

Los 74-letniego pana Stanisława pozostaje nieznany. Nie wiadomo, czy mężczyzna miał na sobie kamizelkę ratunkową, ale - jak mówi jego córka - 74-latek ma z sobą "żółte koło ratunkowe".

Moja mama ma namiary, w którym miejscu mój ojciec wypadł z tego jachtu, także biorąc pod uwagę prąd, wody, prędkość z jakim taki człowiek się może poruszać, to jest około półtora węzła. Można obliczyć dokładnie, gdzie on mógłby się znajdować - mówi pani Agnieszka w rozmowie z naszym dziennikarzem.

Para gdańskich żeglarzy na początku listopada wypłynęła niewielkim jachtem z Wysp Kanaryjskich w kierunku Karaibów. Zaginęli przed weekendem.  

(az)