W marcu Cessna 150 wylądowała awaryjnie na podmokłych terenach w dzielnicy Wawer w Warszawie. Pilot i pasażerka nie odnieśli poważnych obrażeń, a wyjaśnieniem przyczyn zdarzenia zajęła się prokuratura. Awionetka leżąca od 1 marca na dachu, stała się obiektem zainteresowania i celem wycieczek. To niebezpieczny, bagnisty teren, a z samolotu wyciekły łatwopalne substancje. Właścicielka apeluje o rozsądek i uszanowanie jej własności.
W czwartek wieczorem (11 kwietnia) służby pomogły młodemu mężczyźnie wydostać się z bagnistego terenu, gdzie utknął szukając samolotu. Siedemnastolatek był wyziębiony i nie mógł samodzielnie wrócić, dlatego wezwał pomoc i dawał ratownikom znaki latarką. Takich wypraw jest bardzo dużo, a ich konsekwencje mogą być dramatyczne.
W zbiornikach było dużo paliwa, a w silniku olej, więc niewiele potrzeba do tragedii - mówi w rozmowie z RMF FM Piotr Knyż, pilot i instruktor. Jest mnóstwo filmików w internecie, gdzie całe grupy urządzają sobie tu wyprawy. Wchodzą do środka, otwierają drzwi, przełączają urządzenia. Tam już nie ma części przyrządów, nie ma radia, to jest zwykły szaber! Ludziom się wydaje, że to atrakcja turystyczna, że samolot jest niczyj i można z nim zrobić wszystko - dodaje.
Stan techniczny cessny leżącej od prawie półtora miesiąca na podmokłym terenie, jest coraz gorszy.
I pogarsza się z każdą kolejną wizytą człowieka - dodaje Rafał Maj, pilot. Trudo powiedzieć, czy jeszcze kiedyś wzbije się w powietrze, dopóki służby techniczne, mechanicy tego nie sprawdzą. Ludzie wchodzą na skrzydła, po kilka osób, żal na to patrzeć.
To skandal i nie przypuszczałam, że akurat mnie spotka taka sytuacja - mówi naszej reporterce Ewa Sachajko, właścicielka awionetki. Dopiero po miesiącu dostałam pismo od prokuratury, że zajmują ten samolot i będą go badać, bo wcześniej były tylko i wyłącznie telefony. Więc sytuacja wygląda tak, że mi nie wolno nic zrobić, a ludzie dewastują moją własność i mogę tylko na to patrzeć. W internecie organizują różne akcje, umawiają się pseudoturyści, offroadowi kierowcy. Miałam kilka telefonów od przygodnych osób, że chcieliby sobie ten samolocik odkupić za jakieś małe pieniądze i postawić na podwórku. Uznają, że go porzuciłam i go nie chcę. Braki mi słów - mówi wzburzona.
Właścicielka podkreśla, że nie tylko traci pieniądze przez coraz gorszy stan cessny, ale też przez to, że maszyna nie zarabia, a sezon na loty już się zaczął.
Ta dewastacja, która odbywał się od kilkudziesięciu dni, spowodowała większe straty niż to lądowanie awaryjne - dodaje pilot Rafał Maj. W mojej ocenie to masa zaniedbań, masa zaniechań, które spowodowały, że ten samolot jest w takim stanie i ludzie uznają, że jest porzucony - dodaje.
Są filmy i zdjęcia, na których widać, że na skrzydle cessny stoi kilka osób.
To ciężar połowy tego samolotu - podkreśla. Ale czekam na decyzję prokuratury, bo dostałam wiadomość, że jeśli dotknę ten samolot, no to będzie przeciwko mnie sprawa o zacieranie śladów. Za to dziwię się ludziom, którzy przeprowadzają dzieci, jak wszyscy już wiedzą, że tam jest paliwo rozlane i czuć to paliwo. Przyprowadzają, sadzają je na kadłubie, robią zdjęcia, może palą papierosy? Tam są suche trawy, bardzo łatwo o pożar i może się spalić nie tylko samolot... - zaznacza.
Zainteresowanie cessną z niepokojem obserwują mieszkańcy tej okolicy. Ludzie zostawiają samochody przed posesjami, blokują wyjazd, wchodzą na prywatny teren.
Ostatnio naliczyliśmy jedenaście osób, to są nawet zorganizowane grupy, nawet ze sprzętem, linami, kamerami, o dronach nie wspomnę, bo mnóstwo ich lata - mówi w rozmowie z RMF FM pani Olga. To duży problem nie tylko dla właścicieli samolotu, ale też dla nas! Tam sią płyny eksploatacyjne, niezutylizowane. Boimy się rozprzestrzenienia tych substancji, ale jeszcze bardziej pożaru. Tu jest dużo roślin, suchych traw i ewentualny pożar mógłby dojść do zabudowań. Jestem wręcz przekonana, że to się tak właśnie skończy, bo samolot przecież posiada paliwo. To zagrożenie dla nas wszystkich - dodaje.
Kobieta podkreśla, że jej zdaniem nic w tej sprawie się nie dzieje.
Ja rozumiem, że są jakieś procedury prawne, że są jakieś ograniczenia, ale w tej chwili nie widzę żadnych działań ze strony służb, kogokolwiek dążące do tego, żeby samolot został zabezpieczony. Oczekuję działania, jakiegokolwiek działania, który będzie zmierzał do tego, że ten samolot zniknie - mówi.
Prokuratura Okręgowa Warszawa Praga, która zajmuje się tą sprawą, zapewnia, że nie pozostaje bezczynna.
Do wydobycia samolotu jest potrzebny specjalistyczny sprzęt, którego prokuratura nie posiada - tłumaczy naszej dziennikarce prokurator Norbert Woliński. Jak mówi, śledczy próbują skorzystać ze straży wojska i straży pożarnej. Jest szansa, że w najbliższym czasie te działania uda się zrealizować. Teren jest bardzo trudny i jego zabezpieczenie też jest utrudnione - podkreśla.
Prokuratura nie chce deklarować konkretnego terminu, ale jak nieoficjalnie ustaliła nasza reporterka, wydobycie cessny jest możliwe już w połowie przyszłego tygodnia.