Po zakończonym spotkaniu amerykańsko-brytyjsko-hiszpańskim w bazie wojskowej Lajes na Azorach prezydent USA George Bush powiedział, że w poniedziałek nadejdzie chwila prawdy dla świata, jeśli chodzi o Irak.
Poniedziałek będzie chwilą prawdy dla całego świata. Wiele krajów opowiadało się za pokojem i bezpieczeństwem na świecie, a teraz muszą udowodnić swoje zaangażowanie w tych sprawach, w jedyny skuteczny sposób - popierając natychmiastowe i bezwarunkowe rozbrojenie irackiego reżimu i Saddama Husajna - mówił amerykański przywódca.
Prezydent Bush oświadczył także, że albo Irak się sam rozbroi, albo zostanie rozbrojony. A jeśli konieczne będzie zastosowanie siły, będziemy zabiegali niezwłocznie o nową rezolucję ONZ. Zapowiedział, że głosowanie Rady Bezpieczeństwa nad projektem rezolucji w sprawie Iraku musi odbyć się jutro.
Z kolei premier Wielkiej Brytanii Tony Blair zaapelował o "wyraźne ultimatum grożące użyciem siły", jeśli Irak się nie rozbroi. Zapowiedział też, że będzie nalegał na ostateczną rundę rozmów na temat Iraku, ale ostrzegł, że koniec się już zbliża.
Przed spotkaniem zarówno George W. Bush, Tony Blair i Jose Maria Aznar zapewniali, że na Azorach nie będą dyskutować o dacie rozpoczęcia akcji militarnej przeciwko Irakowi.
Jednak źródła amerykańskie dawały do zrozumienia, że czas przeznaczony na dyplomację dobiega końca. Mówił o tym na pokładzie samolotu Air Force One, lecącego na Azory, rzecznik Białego Domu Ari Fleischer, a także wiceprezydent Dick Chenney.
Równolegle z obradami przywódców 3 państw w kościołach dziewięciu wysp archipelagu odbywały się specjalne ceremonie; mieszkańcy Azorów modlili się o pokój.
Zaś przed amerykańską bazą wojskową demonstrowało około 350 przeciwników wojny z Irakiem. Manifestację zorganizował portugalski blok lewicowy na Azorach. Jej uczestnicy, bacznie obserwowani przez policję, starali się podejść jak najbliżej, by - jak wyjaśniali - w bazie można było usłyszeć ich krzyki.
Foto: RMF
21:30