Złamania, podtopienia, porażenia prądem. Coraz więcej małych pacjentów trafia do szpitali na oddziały chirurgii urazowej. Niestety, latem dochodzi do wielu tragicznych wypadków. Lekarze apelują o większą kontrolę nad dziećmi.
Ale te apele najwyraźniej trafiają w próżnię. W ubiegłym tygodniu na jednym z lubelskich podwórek kilkuletni chłopiec został porażony prądem. Przeżył, ale czeka go żmudna rehabilitacja; całe wakacje spędzi w szpitalu.
10-letni Jasiek spadł z kolei z drabiny; miał pęknięte żebro. Na szczęście skończyło się na nerwach, choć początkowo rokowania były bardzo złe. Niestety, wielu jego kolegów ze szpitala zostanie kalekami. Widzimy te dzieci bez rąk, bez nóg po amputacjach urazowych - mówi lekarz jednego z lubelskich szpitali.
A dobrze byłoby, gdyby rodzice pamiętali, że niezabezpieczona studzienka, szambo, wystające z ziemi kable energetyczne, a przede wszystkim brak opieki stanowią potencjalne zagrożenie dla każdego dziecka.